Ogromne głazy, niby skały, umalowane różnokolorowemi porostami (lichenes), zasłaniały mi niebiesko rysujące się w dali prawdziwe szczyty gór, a miejscami kępki wspaniałych paproci i ziół tworzyły zasłonę, przez którą wzrok mój napróżno szukał szerszych horyzontów.
Nieprzebrana obfitość fantastycznych kształtów dopraszała się o pędzel malarza. Jakiemiż potężnemi motywami, nieznanemi dotąd w żadnej galeryi obrazów, mógłby on poruszyć serca i wyobraźnie widzów!
Nie byłoby w nich ani zamczysk, ani chatek, ani łąk, na jakie napatrzyliśmy się już dosyta, natomiast oko widza przykuwałyby krajobrazy, których głównem tłem byłaby drobna kępka szmaragdowego mchu, przyczepiona do próchniejącej kory stuletniego świerka, albo kilkocalowej rozległości skały i wodospady — bohaterami zaś istotki powszechnie lekceważone, a przecież hojniej niż my, w fizyczne wdzięki uposażone.
Doprawdy! zabawnie wyglądają ci ludzie, którzy w swej jednostronności pysznią się swoją organizacyą, stawiają ją za ideał — i uważają owady za istoty niedołężne! Cóż za jednostronny pogląd na świat i żyjącą przyrodę! na istoty, które są bezwzględnie najsilniejszemi i najzwinniejszemi stworzeniami pod słońcem! Prawdziwie na nasze szczęście Bóg małemi je stworzył! Jeśli owady są wątłemi stworzeniami, jakże nazwać wtedy niemoc człowieka? Nie byłoby chyba wyrazu na określenie tego stanu słabości fizycznej i upośledzenia od natury, jaki jest naszym udziałem!
Czemże my jesteśmy wobec takich tytanów, jak chrząszcze lub pszczoły, jeśli nie poziomemi, białemi lub czarnemi robakami, które zmuszone są na podobieństwo mrówek, chodzić zawsze po ziemi, bynajmniej ich siły nie posiadając?
I czyż takie istoty, okryte od stóp do głowy w pancerze, trwalsze od stalowych zbroi, czują się
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.