czują się już mrówki „niby na swoich śmieciach”. Rozproszone tylko pojedyńczo po okolicy, stają się nieśmiałemi i unikają nieznanych przedmiotów. Zanim spostrzeżenie powyższe zdołałem uczynić, nadbiegło z przeciwnej strony, to jest od domniemanego mrowiska, kilka innych mrówek. Był to gatunek inny, większy i straszniejszy jakiś. Zdaleka już musiały odczuć moję obecność, bo gestykulując żwawo różkami, zbliżyły się do mnie i otoczyły kołem. Jeszczem nie zdołał opamiętać się i pomyśleć, co z tego wyniknie — już ruchliwe te poczwary porozumiały się z sobą i... rozsypały w różne strony, a po kilku sekundach znikły w gąszczu, nie uczyniwszy mi najmniejszej krzywdy. Widocznie ciekawość tylko, a nie chęć napadu, zwabiła je ku mej osobie, a gdy przyjrzały się bliżej, osądziły zapewne że nie jestem „podejrzanym“ i zostawiły mię w spokoju.
Jakież one były naiwne! Gdyby wiedziały, ile tysięcy ich współsiostrzyczek pomordowałem w długiej mej entomologicznej praktyce, z pewnością inaczejby się ze mną obeszły!
Na samą myśl doraźnej kary, jaką były w stanie wymierzyć mi te istoty, mrowie przeszło mi po skórze. Uczułem dziką radość, jaką zapewne odczuwają zatwardziali zbrodniarze, gdy ich omija kara. Trzeba wiedzieć, że mrówki mogły się srogo pomścić za krzywdy, wyrządzone ich pra‑pra‑babkom, w mocno bocznej linii (bo w tych okolicach nigdy jeszcze, jako żywo, nie byłem).
Oprócz groźnych szczęk, mają one bowiem zaczepną i odporną broń, w postaci lotnego i octem pachnącego płynu, który obficie mogą wydzielać z siebie i wyrzucać z pewną siłą.
Jest to kwas mrówczany.
Dla ludzi zwykłych jest on nieszkodliwym i bynajmniej nie może iść w porównanie z witryolejem
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.