Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

(kwas siarczany), który stał się od pewnego czasu nader poważnym argumentem w awanturach miłosnych. Oparzenie tym płynem wzbudza conajwyżej lekkie zaognienie skóry.
Dla mnie jednak, malutkiego, delikatnego człowieczka, kwas mrówczany groźniejszym był, niż witryol dla ładnych Paryżanek. Drobne istoty, obryzgane trującym płynem, giną najczęściej w srogich cierpieniach.
W krótkim czasie wyszedłem tedy nietknięty z dwóch spotkań. Dobre to na teraz, ale co będzie dalej?
Wszak gdzie się obrócę, spotkam ruchliwych piechurów armii owadziej. Otaczają mię ich tysiące, rozsiane wszędzie, ciekawe obejrzeć wszystko, co na drodze dostrzegą. Byłem, jak biały podróżnik po stepach amerykańskich, otoczony czerwonoskóremi plemionami.
Oby one były dla mnie przyjazne!...
Mimowoli myśl moja zwróciła się na te mądre zwierzęta i snuć począłem porównania mrówek z ludźmi. Przedewszystkiem nasunęło mi się zawiłe pytanie, niemożliwe dla mnie teraz do rozstrzygnięcia: który z tych dwóch rodów jest naprawdę panem ziemi: ludzki, czy mrówczy? bo obadwa gęsto zaludniają glob cały. Gdybym się mógł zapytać o to mrówki, jestem pewny, że przyznałaby swemu rodowi berło pierwszeństwa i naiwnie, ale z całą mrówczą słusznością odezwałaby się o człowieku „ja go wcale nie znam. Pana pierwszego spotykam!”
W swej prostej logice miałaby ona zupełną słuszność. Wszak ogółem wziąwszy, mrówki są bez porównania liczniejsze na ziemi, niż ludzie. Wioski i miasta ludzkie liczą się tylko na tysiące — miasta mrówek z pewnością na miliony! Aby się o tem przekonać, dość przejść się uważnie po polu i po lesie, a w Tatrach dość podnieść kilka kamieni, wystawionych na