Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

wać okolicę, a zarazem zostawić widoczne zdaleka sygnały.
Przewidując tę potrzebę, przygotowaliśmy z sir Robertem zapas lekkich, jedwabnych chorągiewek z białą gwiazdą, pokrytą świecącą w nocy farbą, aby w dzień i w nocy służyć mogły za sygnały. Miejscowość, odpowiednią do zatknięcia pierwszej wkrótce znalazłem. Był to wysoki wzgórek, skąpo pokryty roślinnością i uwieńczony samotnie wyrosłym Przetacznikiem kłosowym (Veronica spicata).
Wzgórek wznosił się przynajmniej na 5 łokci (czyli 120 cali nad okolicą, co dla mnie stanowiło 1200 stóp i wymagało przeszło pół godziny wspinania się po pochyłości, usianej zawadami, podobnemi do tych, jakie pokonywają turyści, wspinający się na strome i pokruszone boki Świnnicy, Czerwonych Wirchów lub Łomnicy.
Dostałem się na szczyt bez zmęczenia, muskuły bowiem moje stały się wytrwalszemi niż dawniej, a cudowny widok, jaki się ze wzgórka roztaczał, sowicie wynagrodził mi zamiar zatknięcia na tej wyżynie chorągwi.
Nasyciwszy oczy, wdrapałem się na kosmatą łodygę przetacznika i umocowałem sztandar na młodym kłosku pączków kwiatowych jaki wystrzelał pionowo do góry.
Potem wynalazłem na nocleg bezpieczne schronienie w opróżnionej skorupce jakiegoś ślimaka, który zapewne za życia nie pomyślał, że skromny domek jego stanie się schroniskiem dla ludzkiej istoty. Zabezpieczywszy, o ile mogłem, swój apartament od rosy, jaka osiadała na ziemi i roślinach pod postacią coraz większych kropel, oddałem się obserwacyom do czasu zupełnego zmierzchu. Przedmiotu dostarczył mi przetacznik, odgrywający rolę pastwiska.