Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

— Musi to być jakiś klejnot drogi, kiedy się tak dla niego mizeruje?
— Gdzietam! mój pan nie stoi o takie rzeczy, a przytem ziarnko piasku jużby chyba znalazł, a tu nic i nic!
— Więc cóż to może być?
— Nie mogę zmiarkować, ale zły to znak, jeśli kto szuka jakiegoś pisania w szparach od podłogi, gdzie nawet szpilki by nie ukrył i każe zbierać garściami prochy z ziemi, aby je pod szkiełkiem przebierać. W tych prochach niema ani kruszyny papieru, a przecież mi sam wyraźnie powiedział, że szuka jakiegoś pisania, co je zgubił przy biórku. Wczoraj, przynoszę obiad, patrzę, pan leży na podłodze jak długi i zagląda przez szkiełko w szparę między deskami. Ani przerwał roboty, choć mię usłyszał, tylko końcem ołówka przewracał każdy proszek i kruszynkę. Każdy szmatek śmieci otrząsnął i odłożył osobno. Sapał biedaczysko, obcierał pot, aż żal mi się go zrobiło, a nie było końca tej robocie...
— A to ciekawa historya! Ja myślę, panie Grzegorzu, że wasz stary... — i nie dokończył zdania, wskazując wymownie palcem na czoło.
— Co znowu! taki uczony człowiek!
Pan Antoni zaśmiał się po raz wtóry swym śmiechem rubasznym, który niemile dotknął Grzegorza.
— Dobry sobie pan Grzegorz! a cóż to, niewiadomo, że właśnie uczenie najwięcej rozum odbiera? My, naprzykład, nie przymierzając, ludzie jak się należy, nie bylibyśmy z pewnością tacy, gdyby nam kazali patrzyć w te szkła i książki, jak waszemu, albo rozbijać fortepiany, jak to praktykuje mój, od wieczora do rana. W głowie by nam się poprzewracało od téj mądrości i muzyczności ciągłej. Przecie mój to już niedługo powędruje do Jana Bożego razem z innymi. Jak­‑ci co dzień zacznie bić po klawiszach, a słucha­‑ci