Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

cież w oczy w całej ochydzie, a dla łatwowiernych przybierają nawet złudną maskę dobra, okrywają się nieraz płaszczem cywilizacyi, patryotyzmu, religii i innych górnobrzmiących szyldów...
Ród ludzki w swym zdumiewającym postępie ulepszył każdą zbrodnię, niejeden występek upiększył, uniewinnił i uświęcił ogólną tolerancyą podczas gdy szkaradne owady po dawnemu, jak ludożercy, zagryzają się jedynie mocnemi szczękami i zakłuwają jadowitemi żądłami. Nie czują przytem ani trochę ohydy brutalnych swych postępków. Nie pozorują one nawet swych czynów ani wyższemi pobudkami, ani rozstrojem zmysłów, które wśród ludzi są wygodnym pozorem do uniewinnienia wszelkiego rodzaju wykroczeń, i dlatego słusznie uważamy te istoty za poziome, wstrętne, dzikie i niezdolne do żadnego postępu.
Czyż więc warto było schodzić do nęcącego ukrytemi powabami świata poto, aby spostrzedz, że i w nim najwięcej jest cierpień i tragedyj?
Czyż warto było z narażeniem życia pozostawać w tej krainie dla spotkania wśród owadów tego samego zła, jakie nas trapi, obleczone tylko w odmienną sukienkę? Nie! nie warto! A jeśli nie cofnąłem się przy pierwszym zachodzie słońca, to tylko ze względu na nieszczęsnego lorda Puckinsa, który oczekiwał na moję pomoc.
Aby ci dać próbkę miłych stosunków, jakie panują w tym okropnym świecie, zapoznam cię ze sposobem życia jednej jego rodziny, spokrewnionej zresztą dość blizko z niedawno poznanym rodem os drapieżnych. Cobyś powiedział, gdyby ci ktoś zaręczał, że widział krainę, w której żyją niezgrabne, spokojne i roślinożerne zwierzęta, chodzące na 16‑tu nogach?
Że zwierząt tych, choć ich nie znają nasi myśliwi, istnieje mnóstwo gatunków, a różnią się one między sobą