Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

podobnie wyraźnie wzrostem, barwą i kształtami, jak zwierzyna, na którą polują potomkowie Nemroda.
Cobyś powiedział, dowiadując się, że owe zwierzęta liczą legiony najrozmaitszych wrogów, wśród których szczególną srogością odznacza się inna znowu liczna rodzina istot, stworzona prawie wyłącznie do ich tępienia?
Te zacięte wrogi dziesiątkują szesnastonogów bez żadnej litości, karmiąc się świeżem i żywem ich ciałem. One zaś, zjadane po kawałku, nie tracą przytem apetytu, pasą się, chodzą i rosną, mimo kalectwa, przez całe tygodnie, t. j. aż do śmierci, która następuje dopiero po strawieniu przez pasorzyta całego niemal ich mięsa.
Cobyś powiedział, ujrzawszy np. pasącego się spokojnie ogromnego słonia, który nosi pod skórą jednego lub kilku wilków, co się w nim urodzili, gnieżdżą jak u siebie i pożerają ciało swego chlebodawcy od urodzenia, aż do chwili, gdy już cały słoń, z wyjątkiem skóry, serca, nerwów, płuc i przewodu pokarmowego został do szczętu zjedzony?
Cobyś wreszcie powiedział, widząc, że po dokonaniu tak okrutnego czynu, zbrodniarzy omija zasłużona kara i po śmierci ofiary, nie potrzebując już mięsnego pokarmu, wylatują spokojnie z trupa, aby żyć tylko miodem, przyjmowanym w bardzo małych ilościach? Nawet rozpoczynając nową erę życia, nie pozbywają się okrutnych instynktów. Już nie dla siebie, ale dla swego potomstwa wynajdują nowe ofiary ze zręcznością i wytrwaniem, godnemi zaiste lepszej sprawy.
Pewno zaliczyłbyś takie stosunki do bajecznych, twierdząc, że ani kraju takiego, ani, podobnie cierpliwych, a nieszczęśliwych zwierząt niema i być nie może, bo gdyby nawet istniały, to wobec licznych i srogich wrogów prędko musiałyby wyginać. Tymczasem pomyliłbyś się zupełnie.