Zważywszy ile miliardów gąsieniczników zaludnia[1] ziemię, łatwo pojmiesz, że odgrywają one ważną w przyrodzie rolę, są błogosławieństwem dla roślinności, a nawet dla człowieka ważnymi sprzymierzeńcami.
Strach doprawdy pomyśleć, coby to było, gdyby nagle jakaś zaraza lub inny kataklizm wytępiły wszystkie owadziarki. Wobec mnożności motylów, ziemia, oddana na łup ich żarłoczności, wkrótce stałaby się pustynią. Głód zapanowałby powszechny, od którego wyginęliby sprawcy całej klęski. Podobnych kataklizmów na małą skalę już nieraz ziemia była widownią.
Sto lat temu państwo marokańskie uległo strasznemu spustoszeniu. Zgłodniały lud wykopywał korzonki wszelkich roślin, używając ich za pokarm. Kobiety i dzieci chodziły za wielbłądami i chciwie wybierały z ich kału niestrawione ziarna jęczmienia, aby dojmujący głód zaspokoić. Zginęło wtedy mnóstwo ludu, a w całej krainie można było spotykać po drogach niepogrzebane trupy.
- ↑ Daruj, że muszę tu użyć nieścisłego wyrazu „zaludnia,” bo choćby było ściślej i logiczniej powiedziane „zagąsienicznicza” ziemię, to jednak pewno sam uznałbyś, że w tym razie daleko lepiej jest użyć wyrazu utartego, aniżeli stwarzać taki dziwoląg językowy. Zresztą, gdybyśmy chcieli w każdym wyrazie szukać ścisłego i dosłownego znaczenia, doszlibyśmy do absurdu i połowę przynajmniej wyrazów wypadałoby wykreślić, albo powrócić do dawnych znaczeń. Wtedy myśliwy musiałby być celnikiem, natchniony pisarz — rymarzem, mówcami bylibyśmy wszyscy z wyjątkiem głuchoniemych, cały świat składałby się z samych uczonych, boć każdego choć raz w życiu czegoś nauczono. Piwnicą możnaby nazwać tylko takie podziemie, w którem przechowują piwo, a piwem byłby nietylko napój rozweselający serca zwolenników Gambrynusa, ale zgoła wszystko, co tylko służy do picia, podobnie jak jadłem nazywamy wszystko, co służy do jedzenia.
Muzyką nawet nie powinnaby się nazywać sama sztuka przemawiająca miłemi dzwiękami do naszego słuchu, ale każda ze sztuk pięknych, zostająca pod zawiadywaniem jednej z dziewięciu muz.