śliwych liszek, co zamieniły się w poczwarki, ileż ocknie się jako skrzydlate istotki, a ile stanie się żerem innych istot? Nareszcie i z tej zdziesiątkowanej gromadki mniej zręczne lub ostrożne umierają zaraz na progu nowego życia, zanim zdążą jeszcze wypełnić swoje posłannictwo, t. j. zabezpieczyć byt gatunku. Bez przesady można powiedzieć, że byt każdego dojrzałego owadu okupiony jest śmiercią dziesiątków lub nawet setek braci i siostrzyc jego.
Trzeba przyznać, że pozostałe przy życiu indywidua przedstawiają sam kwiat swego rodu; są to najzdolniejsze i najzdrowsze osobniki, zasłużyły więc poniekąd na tę odrobinę szczęścia, jakie odtąd jest ich udziałem. Ale i tu nie kończą się przeciwności, z jakiemi ród musi walczyć.
Wspomniałem już, że niekiedy z całego potomstwa jednej parki pozostaje przy życiu samczyk lub samiczka. Jeśli taki samotny owad nie zdąży przed śmiercią odszukać towarzyszki lub towarzysza z innego rodu, wtedy ginie bezpotomnie. W świecie owadów podobne wypadki należą do bardzo częstych i raz liczba samiczek jest kilkakroć większą od liczby samczyków, to znów odwrotnie. W obu wypadkach nadmiar jednej płci ginie bezpożytecznie dla rodu, zmniejszając tem samem liczebność nowej generacyi. Niekiedy dzieje się jeszcze gorzej. Znamy wiele owadów, których samiczki wykluwają się dopiero wtedy z poczwarek, gdy już większa część wcześniej wypoczwarczonych samczyków wyginęła. Tu więc tylko pewna część najpóźniej rozwijających się samczyków i najwcześniej wykluwających się samiczek ratuje ród od zagłady — reszta zaś ginie marnie.