Jest on zoologiem i jako taki mógłby być przyjemnym, a nawet pożądanym w towarzystwie człowiekiem, gdyby nie posiadał nieszczęśliwej żyłki nawracania każdego, kto mu się nawinie, do swej ulubionej nauki.
Nie zapomina on ani w dzień, ani w nocy o owadach, a skoro się zapali, wychwalając uroki i rozum napowietrznych istot, najlepiej wtedy zejść mu z oczu, staje się bowiem nudnym, a nawet okropnym.
Ta słabość do ulubionego przedmiotu nietylko mnie, ale wszystkim znajomym mocno dała się już we znaki. Wujaszek nie umie literalnie o niczem innem mówić, jak tylko o owadach i entomologii. A jak cudnie i ogniście przemawia!... Gdyby nauka o owadach była religią, mój wuj z pewnością w liczbie jej kapłanów pierwszorzędne zajmowałby stanowisko.
Ale dosyć! zaczynam obmawiać, zamiast przedstawić łaskawym czytelnikom szanownego męża, bo pewno niedomyślacie się jeszcze o kim mówić zamierzam.
Jakkolwiek brzydko to nie znać własnego zoologa, którego szanuje świat cały, nie dziwię się wam jednak wcale. Sława nie bez przyczyny jest rzeczownikiem rodzaju żeńskiego, gdyż jest to rzecz bardzo kapryśna, zupełnie jak cała piękniejsza połowa rodu ludzkiego.
Są więc u nas sławni ludzie, którzy nie zasługują na to, są nieznani, którzy powinni być sławnymi. Gdyby mój wujaszek pisywał wiersze, drukowane w kuryerach, znalibyście bezwątpienia jeśli nie dzieła, to już przynajmniej nazwisko jego, a podobizny oblicza „znakomitego męża” ozdabiałyby zarówno wystawy księgarskie, jak i wasze albumy fotograficzne. Ale że jest sobie tylko przyrodnikiem, który ani jednego nie wygłosił odczytu, nic dziwnego, że nie znają go szersze koła naszej inteligencyi.
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.