Usprawiedliwiłbym czyn podobny, gdyby go dokonał przy zwykłym swoim wzroście, bo byłoby to mimowolne lekceważenie „drobiazgu”, ale tutaj lord Puckins stał się zbrodniarzem świadomie, podpalił nie drobny szmat ziemi, ale puszczę, zamieszkałą przez równe sobie pod względem wzrostu istoty.
I pomyśleć tylko, że ratowałem egoistę, co piecze żywcem tysiące istot, bawiąc się zapewne widokiem ich strasznego konania!
Czemże on lepszym jest od Nerona i królów Dahomeju?... A ja, naiwny, sądziłem, że podaję rękę pomocy „człowiekowi”.
Gniew wielki wezbrał w mem sercu.
Gdzież on jest, ten podły morderca? Niech go zobaczę, aby powiedzieć, że gardzę nim, a potem zostawić na pastwę losów.
Obszedłem całą skałę dokoła, nawoływałem, ale wszystko napróżno; zbrodniarz musiał zgorzeć ze swemi ofiarami.
To przypuszczenie wykrzesało w mem sercu iskierkę litości. Czy czasem okrutnik, poparzony lub pokaleczony, nie kona gdzie w blizkości? Zawszeć to człowiek, i jako taki, godzien miłosierdzia i uczciwego pogrzebu.
Zabrałem się nanowo do szukania, aliści widzę nie dalej jak o trzydzieści kroków, pod sklepieniem szerokiego liścia, niby w cienistej altanie, skuloną postać ludzką, z głową wspartą na dłoni. Zwrócona bokiem do mnie, siedziała na przezroczystem ziarnku kwarcu, w głębokiem zadumaniu czy też śnie pogrążona, oparta łokciem o kolano. Twarz ukryta była w dłoni. Nieruchoma postać odziana była w marynarkę koloru morza, zdobną w pomidorowe, szerokie kraty. Z boku, w troczkach spoczywał zielony pled w niebieskie kraty. Dolne ubranie, piaskowej barwy, upiększały pasy, przypominające szczypiorek.
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.