— Co się da. Dopóki starczyło zapasów w tornistrze, jadłem chleb, wędlinę i bulion, popijając to wszystko koniakiem, starem winem i wodą z rosy. Przez parę dni ostatnich żyłem miodem kwiatowym i żółtkiem jaj motylich. Wczoraj pościłem. Wieczorem tylko dogryzłem ostatni kawałek chleba.
— Stołowałeś się pan zupełnie tak samo, jak ja, z tą tylko różnicą, że ja od dwóch już tygodni żyję samemi jajkami i wydoskonaliłem się w przyrządzaniu tej potrawy jak prawdziwy smakosz. Wiem, które są smaczniejsze. Początkowo, trafem skosztowałem z głodu jakieś pęknięte, duże jajko, mocno przylepione do gałązki. Znalazłem je bardzo smacznem i pożywnem. Później, poszukując napróżno takiego samego, poznałem mnóstwo innych. Jedne spotykałem pojedyńczo przytwierdzone do liści, inne gęsto porozrzucane bez widocznej symetryi; spotykałem także gałązki, szczelnie oblepione jajeczkami, niby plastrem miodu. Kształty ich były, tak samo jak wielkość, bardzo rozmaite. Kulista, stożkowata, pieńkowata lub baryłkowata ich powierzchnia była gładka lub usiana dziwacznemi krawędziami, żeberkami lub siatką. I barwą nawet wielce się różniły między sobą. Żółte, zielone, niebieskie i czerwone walczyły o palmę pierwszeństwa, choć najczęściej zdarzało mi się widzieć białawe lub perłowe! Niektóre upiększone były kropkami, żyłkami i najpiękniejszemi rysunkami. Spotykałem tak prześliczne, że trudnoby uwierzyć, że są to jajeczka, gdyby nie moja przenikliwość, zaostrzona apetytem. Nigdym nie przypuszczał, aby i w tym kierunku natura była niewyczerpaną. Niewiem, czy słusznie, bo nie znam się na tem, ale wyrobiłem sobie przekonanie, że musi być ich tysiące odmian, podobnie rozmaitych, co nasiona roślin.
— Masz pan zupełną słuszność i muszę panu oddać sprawiedliwość, że bystrym jesteś spostrzegaczem. Choć nie przyrodnik, doszedłeś pan do tego samego
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.