Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

przekonania, jakie wypowiedział znakomity znawca i miłośnik jaj owadzich, Leuckart.
— Powiadasz pan miłośnik; czy i on te jajka jadał?
— Ależ cóż znowu! nazywam go miłośnikiem, nie zaś, jak pana, amatorem, a to dlatego, że choć nie kosztował zapewne tego specyału, pracował z zamiłowaniem nad zbadaniem anatomicznej budowy jajek i zostawił nam przepyszny atlas, z wyobrażeniem najróżniejszych kształtów, które tak słusznie praktycznego Anglika zachwycają, łączą bowiem pożyteczne z przyjemnem.
— O tak, wielkie to dobrodziejstwo natury te jajka. Doprawdy, cała okolica, w której błądzę, wydaje mi się olbrzymim stołem biesiadnym. Gdzie się zwrócę, wszędzie mam gotową śpiżarnię, oczekującą tylko na ostry nóż spożywcy. Ale, à propos, wiesz pan co? Byłoby daleko przyzwoiciej ze strony owadów, gdyby składały miększe jajka. Ich skorupa, chociaż zachwyca barwami i wzorzystością, jest stanowczo za twardą. Chcąc się posilić, trzeba, niby nad orzechem kokosowym, dobrze się wprzódy napracować..
— Pancerz chitynowy, o którym pan mówisz, a który osłania żółtkową skórkę i samo żółtko, oddaje też nieocenione usługi owadom. Gdyby nie ta nieprzemakalna, elastyczna, a zarazem mocna skorupa, pomyśl pan, czy mógłby zarodek, wystawiony na wpływy atmosferyczne i przeróżne niebezpieczeństwa, przetrwać do właściwej pory? Wszak najpowszechniej bywa, że jajko, złożone w lecie lub jesieni, musi zimować, i dopiero w przyszłym roku rozwija się w pewnych warunkach i miesiącach.
— To prawda.
— Miliony jajek i tak giną marnie, gdyby zaś jeszcze nie były twardemi orzechami, można być pewnym, że wszystkie owady prędkoby wyginęły.