nóg i rąk, o pożarach, pobiciach i t. p. najciekawszych wydarzeniach świata.
Te ostatnie, jako żywotniejsze, słusznie bliżéj nas obchodzą, tłumaczyć też nie trzeba, co za olbrzymie korzyści z karmienia się podobną „lekturą” spływają na ludzkość w ogólności, a na małoletnich w szczególności.
Nie trzeba dowodzić, jak potężnie rozwijają się młodociane serca i umysły na kronice spraw kryminalnych, na rubryce „najpikantniejszych skandalików” i „dowcipnych figlów” rycerzy kunsztu złodziejskiego, które podają się zwykle czytelnikom w możliwie najbarwniejszej i lekkiej formie; jak kształci się ich styl na górnobrzmiących sprawozdaniach artystycznych, przepełnionych „ekspresyami” „modulacyami”, „interpretacyą” i „egzekucyami”.
Zważywszy, ile milionów ludzi zaspakaja duchowe potrzeby w téj krynicy, dziwić się należy, że jeszcze i tak zadużo papieru zadrukowuje się sprawozdaniami i odczytami naukowemi, które powinny nazywać się raczej „nieczytami”, bo wszak ich żaden szanujący się mecenas prasy brukowej nie czytuje.