Ta strona została uwierzytelniona.
XXVII.
Pełzający mur.
Pełzający mur.
Budując z gorliwością murarki doprowadziliśmy ściany szałasu do koniecznej wysokości. Brakowało tylko dachu, a ponieważ nie wymagał on wielkiego zachodu, byliśmy już pewni, że zbliżającą się noc przepędzimy w szczupłym, ale własnym i bezpiecznym domku.
Inaczéj jednak rozporządziły nieba.
Krajobraz wkrótce zrobił się jasno‑szarym od chmur i mgły, a gęsty deszczyk przerwał robotę, Trwał on blizko do północy.
Potem, choć pogoda wróciła, wicher nie dał nam spocząć do rana. Od godziny drugiej nie zmrużyliśmy oka.
Księżyc cudnie świecił, było prawie widno. Niebo czyste migotało gwiazdami pierwszej wielkości, a nad Tatrami płynęły resztki poszarpanych chmur.