5 minut). Gdy już przednia część plenia wysunęła się po za dołek na jakich dziesięć łokci, a reszta ciągnęła przez grobelkę, przodowniczka trafiła na innego rodzaju przeszkodę, mianowicie na uschłą łodygę, wystającą pionowo ze żwirowatego gruntu. Zdawało się, że teraz ominie pleń łatwo przeszkodę, lecz znów nas spotkała niespodzianka. Przodowniczka, do której tylnej części przylepionone były dwie inne pleniówki, zbliżyła się do łodygi, zatrzymała, podniosła czarną główkę jak mogła najwyżej, i, po kilku poruszeniach na lewo i na prawo, ruszyła na lewo — tuż przy łodyżce. Za nią poszły dwie towarzyszki, ale następny szereg, złożony z czterech innych pleniówek, rozdzielił się i gdy dwie z nich poczołgało się za przewodniczką, dwie drugie zwróciły się na prawo. Dalszy szereg, złożony już z siedmiu liszek, także rozdzielił się na lewo i na prawo. Następnie cały pleń sunął już naprzód — dzieląc się u zapory na dwie części. Gdyby teraz obie przodowniczki zechciały obrać różne drogi, cały pleń przeciąłby się wzdłuż dobrowolnie na dwa mniejsze plenie. Sądziliśmy nawet, że to nastąpi, bo obie przednie kolumny uszły już 20 łokci (2 cale) obok siebie, nie zbliżając się, gdy naraz lewa kolumna skręciła na prawo i po kilku minutach połączyła się z prawą, tworząc znowu jednolite ciało, przedziurawione w tem miejscu, gdzie wyrastała łodyga.
Patrząc dłużej, zauważyliśmy inne jeszcze zjawisko. Polegało ono na niejednakowej szybkości, z jaką posuwają się dolne warstwy plenia. Podczas gdy będące na spodzie idą wolniej, bo im odbiera siły ciężar dźwiganych na barkach towarzyszek, te ostatnie odbywają ruch podwójny. Są niesione od pierwszych, jak dygnitarze dźwigani w lektykach przez niewolników; a prócz tego suną o własnych siłach, zdążając do celu, niby dyplomaci po plecach niższej warstwy.
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.