Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.

Usiłowali wprawdzie wytłumaczyć go niektórzy uczeni potrzebą wzajemnego chronienia się od obsychania na wolnem powietrzu, ale dowcipny ten domysł upadł po bliższem zastanowieniu się innych badaczów, gdyż zauważono z jednej strony, że liszki z osobna czołgające się nie obsychają bynajmniej jeśli pełzają po wilgotnej ziemi, jak to czynią zbiorowo, z drugiej widziano plenia zaskoczonego przez promienie słońca na twardym gruncie, gdzie niemógł się w cień ukryć. W tym wypadku, gdyby pomysł był trafny, pleń powinienby utrzymać się w całości, aby przeczekać w skupieniu spiekotę — a tymczasem zaniepokojony rozdrobnił się na kawałki, rozłączył się i większość liszek obeschnięta zginęła.
Łączenie się tedy liszek nie może mieć na celu utrzymania potrzebnej im do życia naturalnej wilgoci, nie może także mieć na celu gromadnego przeobrażenia się w poczwarki, bo i to nie zostało potwierdzonem, pozostawał jedynie domysł że przyroda chyba na to dała im ten instynkt, aby były łatwiej tępione przez nieprzyjaciół, wiadomo bowiem, że wszelkie gromadne wędrówki zwierząt mają ten skutek. Tu podobny rezultat nie daje się dostrzegać, przed pleniem bowiem wszelkie stworzenia owadożerne trwożliwie się usuwają i nie widziano, aby go mrówki, pająki lub wije (Myriapoda) napastowały.
— Jakto, więc te szczęśliwe stworzenia nie mają swoich tępicieli?
— Owszem i ciężki spłacają im haracz. Zacięty wróg nie opuszcza ich ani na chwilę i należy do tej samej kategoryi stworzeń. Jest nim liszka pewnego pospolitego gatunku much, (Cyrtoneuma pabulorum.) żyjąca w pleniu i — razem z nim wędrująca. Gdy pleniówki żerują, liszka ta czeka spokojnie, gdy ruszają w pochód i ona wsuwa się w szeregi i niesiona na bar-