Ma on przytem w swym pokoju coś lepszego niż szpitale zoologiczne, bo prawdziwy cmentarz, nie gorzej pewno utrzymywany od katakumb paryzkich.
Cmentarz ten, założony przez wuja, droższym mu jest od biblioteki, może dlatego, że zajmuje w nim wszystkie posady, poczynając od grabarza, a kończąc na nagrobkarzu. Co więcej, był on nawet głównym medykiem wszystkich lokatorów wspomnianych katakumb. Sądzę, że najznakomitszy nawet lekarz, gdyby zbierał wszystkich pacyentów, którym ułatwił wyemigrowanie z tego padołu nędzy doczesnej, jeszczeby nie zdołał zgromadzić tak pokaźnej kolekcyi.
Nieduża szafa mieści na swych półkach przeszło 20,000 owadów, schwytanych, zabitych i upozowanych własną doktora ręką.
Dwadzieścia tysięcy egzemplarzy! Ileż to pracy i czasu pochłonęło samo zgromadzenie takiej liczby!
Ale igraszką jest chwytanie, mordowanie i przenoszenie do zbioru wobec trudności rozpoznawania zdobyczy. D‑r Muchołapski przyjmując nowego gościa do swego zbioru, pragnie poznać jego imię i nazwisko, ale że biedne owadki obywają się bez biletów wizytowych, trudno więc idzie z przedstawieniem się gospodarzowi. Filozof nasz jest jednak wyrozumiałym; bierze po kolei każdego, lub każdą pod lupę, a niekiedy pod mikroskop, i po mozolnej pracy, trwającej niekiedy kilka godzin, odszukuje imię gościa przy pomocy ksiąg genealogicznych, których pełną jest jego biblioteka.
A iżby nadal go nie zapomniał, zapisuje je na kartce, zdobiącej szpilkę, na której tkwi lokator jego muzeum.
W ten sposób zameldowani goście, wśród których znajdzie się wielu dygnitarzy owadziego świata, są, przyznacie sami, milszymi i droższymi od niemeldowanych. Muzeum doktora posiada i tych ostatnich spo-
Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.