fijołków[1], gdy na sąsiednim liściu usiadła Wojsiłka (Panorpa comunis). Był to szpetny owad dość dziwnej powierzchowności, bo na pierwszy rzut oka podobny do wielkiego komara. Takie same wysmukłe ciało, takie nogi, barwa żółto‑bronzowa i przezroczyste, szczupłe skrzydła. Podobieństwo to jednak było zwodnicze. Przekonywały o tem zupełnie stanowczo cztery skrzydła (komary mają ich zawsze po dwa). I w istocie, owad ten nie jest nawet dalekim krewniakiem komarów. Kuzynami jego są ważki, jętki i chróściki.
W tej zdradzieckiej postaci uderzał głównie potężny dziób, oraz wielkie kleszcze na końcu odwłoka, przypominające zatruty kolec skorpiona. Z powodu tych kleszczy otrzymał on w różnych językach nazwę niedźwiadko‑mucha i pospólstwo boi się go dotknąć, całkiem niesłusznie sądząc, że to owad jak pszczoła jadowity. Mimo jednak, że żądła on nie miał — gorszym był napastnikiem od wielu użądlonych krewniaków. Odrazu też owładnęło mną jakieś przeczucie, że sąsiedztwo źle się może skończyć dla motyla. Zwróciłem uwagę lorda na owe niebezpieczeństwo.
— Jeśli powiadasz, doktorze, że z motylem może być krucho, należy spłoszyć biedaka; niech umyka i nacieszy życiem i tak niedługiem.
— Sądzę, że to zła rada; wojsiłka poluje w locie; bezpieczniejszym jest Pales tutaj, zakryty zielenią.
— Niech że więc siedzi, — zawyrokował lord, obrzucając niechętnem spojrzeniem natręta.
— Miejmy się i my na baczności, — dodałem, — bo choć jedynym orężem wojsiłki jest twardy i ostry dziób, jest ona niesłychanie zuchwałą rozbójniczką. Rzuca się nawet na znacznie większe od siebie szklarki, przebija je i wysysa. Jeśli weźmiemy pod uwagę,
- ↑ Aksamitno‑czarna, upstrzona jego gąsienica, żywi się fijołkami.