jej związek z podobnym idyotą, a następnie, nie czekając odpowiedzi, pobiegł rozwścieczony w stronę miasta.
W czasie tej awantury łowik, zgorszony widocznie tonem dyskusyi, dyskretnie przeniósł się na inne drzewo. Koniec końcem, nasz bohater łowika nie schwytał, prędko oprzytomniał i przybiegł do kościoła w podartym fraku, ale po to jedynie, aby się dowiedzieć, że rozjechano się i ślubu nie będzie. Od progu zaś narzeczonej odprawiono go oświadczeniem, że panna spazmuje i widzieć go nie chce, rodzice zaś radzą, aby skandaliczne zerwanie małżeństwa na drugi raz lepiej umiał upozorować, niż polowaniem na łowika. W dodatku brat panny, za despekt, wyrządzony jego rodzinie, wyzwał zoologa na rękę i o mały włos nie zabił. Przeciął mu żyłę nad ramieniem.
Biedny męczennik nauki srodze odczuł zawód miłosny, jaki w niego ugodził i posądzenie o nędzną komedyą, ale zbyt dumny, aby to okazać, wyrzucił tylko łowiki ze zbiorów, wyjechał za granicę na lat kilka, przebolał i wrócił, postanawiając nigdy się nie żenić.
— Dwom ideałom służyć nie można — powiedział sobie i oddał się niepodzielnie entomologii.
Od tego czasu sporo lat upłynęło.
Stał się sławnym, odkrył ze sto gatunków much, ale rana, choć zabliźniona, odzywa się niekiedy. Wtedy zagorzały naturalista traci zapał, który go ożywia, posępnieje, czoło jego okrywa się fałdami, a tęskne oczy wpatrzone gdzieś w dal, ścigają różowe obrazy przeszłości...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |