Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

Stało się to tak.
Powróciwszy w tym roku z krótkiej wycieczki do Zakopanego, przywiozłem wujowi w upominku pudełko własnoręcznie zebranych owadów, owoc paru zoologicznych wycieczek w urocze zakątki tatrzańskie. Nie sądźcie, abym uczynił to z podejrzaną chętką przypodobania się wujowi. Broń Boże! pobudki moje były czyste, chciałem jedynie wymazać z pamięci przykrości, jakie sprawiałem chłodnem traktowaniem gorących jego zapałów.
Poczciwiec nie domyślał się, na jak opoczysty grunt padają ziarna jego wymowy i nieraz w chwili, gdy mniemał, że mię olśnił i rozgrzał, gdy zdawało mu się, że zwyciężony padnę w jego objęcia, wołając: „Wuju, bądź moim mistrzem!” — przerywałem milczenie tak prozaicznym zarzutem, iż wuj, osłupiały, tracił z oburzenia mowę i załamywał ręce.
Przyznaję, że żal mi się potem robiło wyrządzonej mu przykrości; że w końcu sprawdziło się na mnie przysłowie o dzbanie i o uchu.
Tknięty wyrzutami sumienia, postanowiłem choć w części wynagrodzić wujowi doznane zawody, a sposobność prędko się nadarzyła.
Z chwilą, gdy wuj dowiedział się, że wyjeżdżam w końcu maja do Zakopanego, wręczył mi śliczną siateczkę do łapania owadów i pudełko z przyborami do konserwowania, prosząc o przywiezienie choćby najmniejszej kolekcyi much. Prośbę swą poparł racyą, że z tak wczesnej pory much tatrzańskich jeszcze nie posiada.
Bez wahania przyjąłem godło zoologa, ani domyślając się wtedy, jak niezwykłe następstwa mieć będzie moja ofiara, co za awantury wywoła i że narazi kochanego wujaszka na niebezpieczeństwo utraty życia.
Tak jest! nad d‑rem Muchołapskim zawisło szczególne fatum entomologiczne. Niegdyś łowik pozbawił