dożerne przylatywały i wydobywając swą zdobycz, powyrywały tu i owdzie kłaczki trawy. Poczciwe ptaszęta za swe usługi zostały poczytane za przyczynę złego i mądry gospodarz postawił straszydła, aby niemi odpędzać swych najlepszych przyjaciół. Podobnego w skutkach czynu dopuścił się i Fryderyk Wielki, który mniemał, że będąc szczęśliwym dyplomatą (?), może swe kaprysy narzucać nawet przyrodzie. Jako wielki amator wiśni, postanowił otoczyć opieką te owoce na piaskach Brandeburgii. W tym celu wydał rozkaz, aby łapano, strzelano i mordowano wróble, które zbyt często wyręczają właścicieli w konsumowaniu tych smakowitych owoców. Niszczono więc wróble z całą energią chciwości, bo rząd płacił za każdego po 6 fenigów. I cóż się okazało? Oto rząd stracił kilkanaście tysięcy talarów, a w następstwie po ogrodach nietylko wiśni, ale nawet listka nie zostało. Wszystko pozjadały gąsienice. Fryderyk Wielki cofnął po niewczasie niefortunny rozkaz i musiał znów płacić za wróble, które z dalekich krajów sprowadzano. Odtąd nakazał je szanować. Zabawna ta historya doskonale ilustruje ludzką mądrość w poprawianiu urządzeń natury...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W taki to gorący sposób rozwodził się mój wuj nad pożytecznością najnudniejszéj pod słońcem nauki i nad potęgą oraz wdziękami szkaradnych liszek, chrząszczy, bąków i Bóg wie nie jakich skrzydlatych potworków. Deklamacya na ten miły temat ukołysała myśli moje bardzo prędko.
Przy towarzyszeniu miarowych słów wuja, niby przy szemraniu górskiego strumyka, popłynęły moje marzenia w świat daleki...
Myśli splątały się, znikł z oczu gabinet szanownego wuja, znikły muchy, znane i nieznane, znikł wreszcie i świat cały...