Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Skamieniałem z podziwu. Musiało się stać coś nadzwyczajnego. Zerwałem się z wygodnego siedzenia i podbiegłem do wuja, który stał jak wryty.
— Słuchaj, Janku!... — zawołał nagle, poczuwszy moje ramię, — ja chyba zmysły postradałem!
— Ależ co znowu? — uspakajałem. — Nie trzeba się tak przejmować; siadaj, wuju, i proszę, opowiedz, co cię tak wzruszyło. Pewno nowy gatunek; to przecież dla wuja rzecz powszednia!
— Ależ nie,... nie! wcale nie to!... patrz ty!... może się mylę!... — wołał, oddając mi szpilkę i wydobywając chustkę dla otarcia czoła.
Żal mi się zrobiło fanatyka wiedzy, więc wziąłem machinalnie szpilkę, myśląc czemby uspokoić nagłe rozdrażnienie, jakiemu zapewne uległ od zbytku pracy.
W tej samej jednak chwili przebiegła mi po głowie myśl, która mię odrazu uspokoiła.
Pewno mucha jest potworkiem! Niezawodnie ma dwie głowy, albo cztery skrzydła... albo zamiast sześciu, tylko cztery nóżki, i to naszego przyrodnika tak szalenie wzruszyło. A może też sparaliżowało biedną muchę i wykręciło który członek w odwrotnym kierunku?! Wszak nietylko ludzie cierpią na tym świecie. Oj, ci naturaliści? pomyślałem, oglądając okaz, który pozbawił dzielnego wujaszka umysłowej równowagi. Szukałem jednak napróżno jakiejkolwiek nienormalności. Znam się przecież cokolwiek na naturalnych kształtach muszych i wszystko znalazłem w porządku. Mucha była sobie jak setki innych.
— Janku, wszak dobry masz wzrok? — zawołał nagle d‑r Muchołapski; zaklinam cię, powiedz, czy nic nie dostrzegasz przy biodrze lewej nogi drugiej pary?
— Owszem, zauważyłem jakieś przylepione białe ziarenko.
— A więc to prawda! — podchwycił z gorączką wuj — więc i ty to widzisz?
— Widzę, ale cóż tu osobliwego?