Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

czego nikt jeszcze nie widział, usłyszenia, czego żadne nie słyszało ucho”.
Nie było czasu do namysłu. Sięgnąłem po flakonik i parę kropli tajemniczego płynu zwilżyło moje wargi. Był on słodkawy i balsamiczny, o łagodnym smaku miodu, zmięszanego z winem. Minęło kilkanaście chwil oczekiwania na niezwykłe widzenia, ale skutku nie poczułem żadnego. Słońce tymczasem podnosiło coraz wyżej swą złotą tarczę i skąpało w jasnych promieniach część dolinki, budząc z odrętwienia wszystko, co żyje dziennem życiem, a zapędzając do nocnych kryjówek istoty, lękające się światła dziennego.
Zaroiło się w powietrzu od skrzydlatych stworzonek. Każde śpiewało poranną modlitwę na taką nutę, jaką mu Stwórca od wieków przeznaczył.
Wypełzł także ostrożnie z pod listka mały, czarny pajączek i zajął się powiększaniem niedokończonej siatki, zawieszonej pomiędzy elastycznemi ździebełkami trawy. Zapatrzyłem się w cudnie zręczne ruchy tej istotki, co bez cyrkla buduje symetryczne sieci, i naraz spostrzegłem coś nadzwyczajnego. Pajączek urósł w mych oczach.
Mrowie przeszło mi po skórze... Po kilku sekundach pająk stał się olbrzymim krzyżakiem, o połyskujących ślepiach i kosmatych nogach, któremi zwinnie rozpinał swą przędzę. Sieć uginała się pod jego ciężarem...
Co to jest? Potwór rośnie bezustannie!
Aksamitne jego oczy magnetyzują mię... Odrywam nareszcie wzrok i oglądam się dokoła. Widok, jaki ujrzałem, zdziwił mię i przeraził jeszcze bardziej.
Nie poznałem okolicy. Zioła, wśród których spocząłem, zakryły mi szerszy widok, wszystko przybrało potworne rozmiary.