Strona:Erazm Majewski - Doktór Muchołapski.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Dryakiew dzika (Scabiosa) wzniosła główkę ogromną, jak głowa kapusty, na łodydze, mierzącej przynajmniej 30 łokci wysokości.
Trawa nawet przybrała dziwny charakter. Niewiem, z czemby ze znanych roślin podzwrotnikowych dał się porównać ten las wązkich i długich pochylonych liści o sterczących, jak dzidy, wierzchołkach.
Niema w królestwie flory nic takiego, coby przypominało taką trawę. Zrywam się na równe nogi, ale nic już nie zobaczyłem, krom gąszczu olbrzymich, poplątanych ziół.
Czy ja śnię, czym zmysły postradał?! Rzucam okiem na złowrogiego ośmionoga. Wielki już jak pomarańcza, spokojnie snuje swe powrozy. Pomimo, że przecieram oczy, rosną przedemną wciąż nowe dziwy. Niedaleko stojący świerk młodziutki zmienił się w niebotyczne drzewo. Obwód pnia przewyższał obwód najstarszych historycznych lip, dębów i smokowców. Cała zaś nad moją głową powikłana roślinność przypominała cejlońskie bujne bory, lecz charakter jej zupełnie inny.
Otaczały mię tylko zioła, ale zato wielkie, jak drzewa, dziwnie porozgałęziane, o ostrych i kosmatych łodygach.
Skabioza jak palma kołysze się na giętkim pniu,... a macierzanki utworzyły splątany gąszcz nie do przebycia!...
Może to sen na jawie? — pomyślałem i przetarłem oczy, usiłując wydobyć się z miejsca czarów.
Nagle usłyszałem dziwny szelest.
Zanim zdołałem się obejrzeć, runąłem na elastyczne posłanie ze zbutwiałych mchów, popchnięty przez jakąś biegnącą poczwarę, nie znającą się na najprostszej nawet grzeczności. Wypadek ten utwierdził mię w przekonaniu, że to, com doświadczył nie było snem. Jedno z dwojga stało się pewnem: albo cały świat