Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.
XIV.
Dziwne przypuszczenie anglika. — Skrzeko­‑gady węglowej epoki.

S


Skoro tylko świt przez grube chmury rozproszył nocne ciemności, profesor Przedpotopowicz, pomimo mroku i dżystej pogody, był już na nogach i wśród soczystych Kalamitów, Karliszcz i Łuszczydeł w gorączkowym nastroju rozpatrywał znoszone przez Stanisława okazy zielonego drobiazgu, ścielącego się u stóp. Lord Puckins, choć przemokły, pozostał jeszcze w objęciach Morfeusza.

Czoło paleontologa fałdowało się w coraz głębsze brózdy. Chmurzył się, zżymał, nie odpowiadając na różne uwagi służącego, aż wreszcie wybuchnął.
Uderzył z całej siły o ziemię pękiem przyniesionego dopiero zielska.
— Sapristi! węglowa! — zaklął.
Okrzyk ten zbudził anglika. Uchylił on jedno oko, i ziewając, zapytał co się stało.
— Nic się nie stało, proszę pana, to mój pan powiedział tylko: Sapristi! węglowa!
— Dopiero węglowa? — zapytał żywo anglik na dobre zbudzony.
— Oczom własnym nie chce się wierzyć! — zawołał profesor z gestem rozpaczliwym — a jednak...
— Nie dobrze! — przemówił anglik, przeciągając się.
— Dlaczego nie dobrze? — odezwał się zaniepokojony Stanisław.
— Nie idziemy tak prędko w górę, jak się zaczęło. Myślałem, że lepiej nam pójdzie.
— Nie rozumiem cię, lordzie — odrzekł geolog.
— Dziwna rzecz, proszę pana, — zauważył Stanisław, — nie znalazłem dotąd ani jednego kwiatka! Same jakieś mchy, paprocie i Bóg wie jakie, nieznane zupełnie, twarde zielska.
— Do kwiatków jeszcze daleko, skoro jesteśmy dopiero w węglowym lesie, — odparł na to anglik, a zwracając się do uczonego wpatrzył się weń znacząco: