— Mam dowody! — zawołał anglik szorstko.
— Ach! masz zapewne na myśli spotkanego onegdaj Olenusa kambryjskiego, a wczoraj już Asaphusa sylurskiego... Przez jedną pozorną według ciebie noc posuwamy się o całą geologiczną epokę.
— Naturalnie! nic prostszego nad to.
— Dziś zaś ten smutny las kalamitów i paproci podsuwa ci myśl, że nie jesteśmy już w Sylurskiej epoce? — ciągnął paleontolog ze źle ukrytym, ironicznym uśmiechem.
— Nie inaczej!
— Ale czyż wolno choćby na chwilę pomyśleć, aby wieki mijały jak sekundy?
— To jest niezawodnem! — odparł anglik. — Fakta za tem przemawiają. Zresztą czemże w otchłaniach czasu różni się wiek od sekundy? — Niczem. Zarówno wiek, jak tysiące lat nie wyczerpują ani cząstki czasu, wieczności, bo gdyby wyczerpywały, wtedy nieskończoność byłaby skończoną. Wszak prawda, że w sylurskiej epoce nie było jeszcze roślin lądowych?
— W istocie nie było ani roślin, ani zwierząt lądowych, ale mimo to nie ośmieliłbym się prawić, że byliśmy onegdaj w sylurskim świecie.
— Pozwól! Teraz otaczają nas rośliny lądowe, zatem wznieśliśmy się już znacznie ku dawnej naszej «teraźniejszości.»
— Ależ dowodu! proszę o dowód, że tak jest! — wołał rozpaczliwie geolog.
Anglik podniósł w górę prawicę, zakreślając nią szerokie półkole.
— Spojrzyj dokoła, profesorze, a znajdziesz ich tyle, ile zechcesz.
Przedpotopowicz wzruszył ramionami.
— Nawet świadectwo zmysłów nie wystarcza mi w tym razie!
— Więc czem to wszystko objaśnisz? — podjął anglik i wpatrzył się z uporem w geologa.
— Tu jest w istocie coś, czego nie mogę pojąć, ale na twoje przypuszczenie nie mogę się w żaden sposób zgodzić.
— Poczekajmy więc, może się to wyjaśni.
— To się wyjaśni! — mruknął gniewnie uczony, — ale nie na korzyść twego przypuszczenia.
— Więc lepiej nie mówmy już o tem, — odezwał się anglik. — Nie przekonasz mię, podobnie jak ja ciebie.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.