pochłonięty z atmosfery, ale w miarę jak przenika coraz głębsze warstwy gruntu, zawartość w niej kwasu wzrasta jeszcze.
Żywioł też, który sprzysiągł się na te skały, przybiera do pomocy ów kwas węglany, przegryza brózdy pionowe, rozpuszcza kamień bez wytchnienia i wynosi niewidzialnie tysiące cetnarów do morza. Małe i na razie niewinne szczeliny powiększają się skutkiem tego, nadkruszają coraz głębiej, a zdradnie rozpoczęte dzieło zniszczenia kończą w sposób brutalny ulewy i burze. Siła wody bieżącej jest straszna, osobliwie w wąwozach o znacznym spadku. Po każdej ulewie widzieć w nich można mnóstwo skaleczeń, nowych bruzd, zwalisk i ułamków. Kamienie raz porwane wodami potoku sieją bezgraniczne zniszczenie. Niesione na wielkie odległości, z siłą niekiedy trudną do uwierzenia, druzgocą niby armatnie pociski wszystko, co po drodze opór stawia. Odrywają słabsze części koryta i dopiero w miarę zmniejszania się hyżości