Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwól, profesorze, abym uzupełnił twoją teoryę praktycznym wywodem, — odezwał się nagle anglik.
— Słucham, twoje uwagi zawsze wnoszą niemało światła do najciemniejszych i najzawilszych kwestyi.
— Dzięki za komplement — przerwał mu skromnie Puckins, przekonany w duszy, że profesor nie przesadził nic a nic... — Moja uwaga będzie krótka. Skoro jadamy ryby i smakują nam one niezgorzej, byłoby całkiem nielogicznem uważać skrzeko­‑gady za niejadalne. Wszak to w gruncie rzeczy tylko dawne, stare ryby, które wyszły na ląd i tam już zostały...
— Stare ryby? — przerwał pośpiesznie Stanisław — i to takie, co wyszły na suchą ziemię i tam już zostały?
— Tak jest!
— O! to ślicznie dziękuję! ja wolę świeże i o ile można prosto z wody!
Uśmiechnął się paleontolog na takie qui pro quo.
— Powiedz, lordzie, raczej udoskonalony ryby, — poprawił, — to będzie ładniej brzmiało. W istocie udoskonalenie się owo organizacyi ryb przyniosło niesłychanie ważne następstwa. Odtąd zwierzęta kręgowe nie poprzestawały na wodnym żywiole i objęły w posiadanie niezmierne, dotychczas niewyzyskane obszary lądów i wysp, obfite w niedostępny dla nich i dotąd marnujący się żer. Śródlądowe kręgowce nie potrzebowały już odtąd trzymać się wyłącznie rzek i strumieni. Napełniły się ich potomstwem prawie wszystkie wilgotne lasy, głuche puszcze i rozległe bagna od bieguna do bieguna. A trzeba przyznać, że wtedy na lądach więcej było bagnisk, niżeli suchej ziemi. Rozmaitość zaś pożywienia i warunków życia wytworzyła z biegiem tysiącoleci nadzwyczajną różnorodność typów.
— Jak mogły być lasy od bieguna do bieguna? — zagadnął Stanisław z miną wyzywającą. — Co dzień lepiej przypominał on sobie zasłyszane urywki dysput w gabinecie pana. Wszak dokoła biegunów jest, 60 tysięcy mil kwadrat. lodów i śniegów?
— Daj go katu — mruknął lord, — ten chłopak mi się podoba. Sypie cyframi, jak z rogu obfitości, i nic, a nic nie troszczy się o zera.
Uwagi tej na szczęście nie dosłyszał, Stanisław więc napuszony spoglądał w oczy profesora. Ten z pobłażliwym uśmiechem położył rękę na ramieniu oponenta.