Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

Branchiosaurus.

— «Wieczne lody» nie są wiecznemi. Dawniej, gdy nas, a nawet naszych protoplastów nie było, panował na całej ziemi jednakowy klimat, i na biegunach było tak samo ciepło, jak przy równiku. Później działo się rozmaicie. Raz jeden biegun to znowu drugi okrywały się lodami, przynosząc gruntowne przewroty w świecie ożywionym. Ale kiedy ziemia zapoznała się pierwszy raz z lodami — tego nie wiemy. Domyślamy się tylko, że znacznie wcześniej, aniżeli to jeszcze przed laty kilkunastu przypuszczano. Być może, że już w węglowej epoce lody gdzieś były na ziemi. Bądź co bądź, w samej pełni trwania węglowej epoki ród skrzeko­‑gadów podzielił się już na bardzo niepodobne do siebie wzajem pokolenia. Jedne grupy przypominały dzisiejsze salamandry, należały do nich Branchiosaury. Inne podobne były do jaszczurek; Archegosaurus łudząco przypominał naszego krokodyla i t. d.
— Ale chyba nie wszystkie ryby węglowej epoki poprzemieniały się na skrzeko­‑gady? — zapytał z nietajonym niepokojem Stanisław.
— Naturalnie! słyszałeś przecież, że los ten spotkał jedynie ryby bagien i wód bardzo płytkich. Morskie i głębokowodne pozostały i nadal rybami.
— Więc w rzekach tutejszych nie brak ich?
— Nawet w strumieniach!
— Cieszy mię to — zawołał Stanisław. — Niech pan zamknie swój nóż, — odezwał się do lorda, — ja biorę już na siebie dostarczenie czegoś lepszego od pańskiego przysmaku. Nagle spochmurniał i spojrzał na paleontologa.
— Czy skrzeko­‑gady mają zęby? — zapytał nieśmiało.
— Bardzo ostre nawet, chociaż niektóre gatunki zdaje mi się, że są bezzębne, a wszystkie czynią z nich bardzo umiarkowany użytek.