Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.
XVI.
Epoka Diasu. — Protersaour.

Z


Znikła bez śladu bujna puszcza węglowa.

W wielu miejscach dawne lądy pokryły się morskiemi osadami, grubemi na kilkaset, a nawet parę tysięcy metrów.
Nową powierzchnią pokrywały nowe bagna, pustynie i lasy.
Nasza trójka znalazła się w ponurem nad wyraz pustkowiu.
Blade, duże słońce dziwnie martwą i jakby spłowiałą jasnością oblewało piaski i kamienie nagie.
— Jedna noc i taka zmiana! — szeptał stanisław przerażony.
— Nie cała nawet! — mruknął Puckins. Z powodu przemoknięcia, długo oka zmrużyć nie mogłem. Zdrzemnąłem się najwyżej na dwie godziny, mimo to nie zauważyłem przewrotu.
Geolog zachowywał uporczywe milczenie. Nie zdawał sobie sprawy gdzie się znajduje. To tylko spostrzegał, że w słowach anglika, z których wczoraj szydził jeszcze, mieściła się część prawdy. Nie było rady; wypadło pogodzić się z niewytłumaczonemi przeskokami. Tymczasem niepokój owładnął naszą trójką. Od rana już można było przeczuć, że dzień będzie okropny. Nie było ruchu w powietrzu, najmniejszego obłoczka na widnokręgu.
Zdawało się, że lekkie piórko spadłoby prostopadle do ziemi. Czuć było na ciele jakieś szczypanie, a kroplisty pot obficie spływał po skroniach.
Cisza taka przykrzejsza od grzmotu uraganów.
Strasznie było ponuro.
— Co teraz czynić? — dokąd iść, aby wydobyć się z tego okropnego miejsca? — pytał sługa, ocierając kroplisty pot z twarzy.
— Nie wiem — rzekł Puckins. — Tyle tylko czuję, że jutro możemy, a nawet powinniśmy się znaleźć w naszym świecie.
— Zkąd pan wie o tem?
— Nie pytaj! niech ci wystarczy samo zapewnienie. Obliczyłem to, a jutro się przekonamy. Teraz naprzód! może znajdziemy trochę cienia.