i owdzie mizernym Lepidodendronem. Skąpy to był cień, bo paproci było niewiele, a jednak podróżnym zdawało się, że są chyba w raju, gdy spoczęli na miękkiem z mchów posłaniu.
W pobliżu, na słońcu, wygrzewało się kilka uśpionych gadów. Zwierzęta owe były okryte grubą i szorstką skórą, a właściwie skorupą, popękaną od starości w nierówne tabliczki. Przypominały wielkie jaszczurki, choć podobne były po części do krokodylów.
Apatyczne, a wstrętne, rozciągnęły się w niedbałych, a niemal wyszukanych pozach.
— Niedługo znajdziemy się w naszych okolicach! — oto jakieś sosny czy jodły! — zawołał Stanisław.
Profesor popatrzył uważnie na przepyszną grupę dziwnych drzew iglastych.
— Daleko nam jeszcze! — rzekł z niechęcią. — Nie są to wcale sosny, ani jodły, lecz Walchie i Ulmannie. Dzięki tym drzewom dowiedziałem się nareszcie, gdzie jesteśmy. Otacza nasz dopiero świat Diasu. Ziemia od wczoraj zestarzała się znowu niezgorzej. Popatrz tylko na tę fantastyczną grupę skał. To są szczątki jednolitego niegdyś szeregu warstw osadowych. Tam, gdzie sięgają wierzchołki tych skał — tam dopiero była dawniej powierzchnia gruntu. Z czasem wody rozmyły i zniwelowały ten grunt do dzisiejszego poziomu. Otóż czas potrzebny na dokonanie podobnego dzieła jest drobnostką w porównaniu do czasu, jaki nas oddziela od wczoraj widzianego świata.
Stanisław chwycił się za głowę.
— I mimo to pan powiedział, że ziemia «trochę tylko» się zestarzała?
— Naturalnie! W życiu ziemi podobny okres nie stanowi wiele. Wszak nawet szata roślinna, jak widzisz, nie zmieniła się zbytnio. Wprawdzie napróżnobyś teraz szukał Sigillaryi i większości roślin węglowej ery, ale skrzypy są jeszcze piękniejsze niż dawniej, a i Lepidodendrony oraz stare Kalamity nie zupełnie jeszcze wyginęły. Skrzekogady także dotąd rej wiodą. Wprawdzie niema już połowy dawnych gatunków, a panowanie ich na ziemi ma się ku schyłkowi, ale jeszcze dużo czasu upłynie, zanim ustąpią pierwszeństwa nowym rodzajom zwierząt.
W tej chwili jeden z gadów, dotąd nieruchomych, podniósł długi łeb w górę, leniwie obejrzał się w lewo, obrócił zwolna
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.