— A więc miałem słuszność, — podjął Stanisław, a węże? — to także krewniaki?
— Te w znacznie bliższem będą zostawać pokrewieństwie.
— Dla czego będą dopiero?
— Bo ich jeszcze niema. Powiedz mi jednak, czemu zaprzątasz sobie głowę podobnemi rzeczami?
— Ech, tak sobie. Przyszedł mi na myśl bocian.
— Bocian? z jakiej że to racyi przypomniał ci się właśnie teraz bocian?
— Zły z niego, jak widzę familiant — odrzekł Stanisław. — Zamiast uszanować, prześladuje krewniaków na każdym kroku.
Profesor nie mógł się powstrzymać od ironicznego uśmiechu.
— Jesteś wymagającym, mój drogi! Jeśli ptak godzi na ptaka, owad na owada, co więcej, jeżeli człowiek nawet otacza aureolą bohaterstwa mordowanie równych sobie ludzi, dla czegóżby bocian miał oszczędzać żabę.
Refleksye te przerwało zjawienie się ogromnego skrzokogada.
Wstrętny, połyskujący od wilgoci, wydzielającej się ze skóry, zmierzał on z właściwą swemu rodowi powolnością ku mizernej kępce zieleni. Światło odbijało się, jakby od szmaragdów, od oczu, ożywiających brzydki łeb tego zwierza. Próżnoby było zgadywać po tych oczach bez wyrazu, co pędzi ich właściciela: głód, czy chęć spoczynku po sutej biesiadzie? Zwierz miał chód nienaturalny. Gdy zbliżył się dostatecznie, podróżni nasi dostrzegli, że wlecze się na trzech tylko łapach. Nie dla tego jednak, aby nie posiadał czwartej, ale że jedna była miniaturką. Wypadek, o jaki nawet i w świecie gadów nie trudno, pozbawił gada jednej nogi. Gdyby on był istotą wyższą, np. ptakiem lub zwierzem ssącym, zostałby już na zawsze kaleką. Ale u ziemnowodnych uszkodzone organa odnawiają się łatwo.
Mała łapka była właśnie odradzającą się kończyną, która po pewnym czasie dorośnie wielkości utraconego członka.
Lord Puckins, stały miłośnik osobliwości, zapragnął dokładnie obejrzeć bądź co bądź ciekawą nóżkę. W tym celu okrążył potwora i zbliżył się doń poufale. Profesor już go miał ostrzedz, aby się nie narażał, ale w tej samej chwili anglik wydał okrzyk zdumienia.
Zaprawdę, miał się czemu zdziwić nawet zimny syn Albionu. Cały bok zwierzęcia był okrwawiony i poszarpany, a przez okro-
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.