— O, tak, — mruknął anglik. — Sara Bernhard byłaby u szczytu swych marzeń, gdyby mogła podobnego wodzić za sobą na obroży.
— Mają się spyszna jaszczury, wśród których taki nieustraszony wilk wodny grasuje — zauważył profesor.
— Cóż to za jeden?
— Belodon, przodek naszych kajmanów i aligatorów, nie mniej od tych mizeraków żarłoczny i zuchwały, ale tylko dziesiećkroć silniejszy. Sieje on postrach i zniszczenie nad rzekami i żaden mniejszy gad nie może się bezkarnie zbliżyć do wody, w której on obrał siedlisko.
— A na lądzie nie jest groźnym? — zapytał sługa.
— Rzecz prosta! godzinami nieruchomy czatuje zanurzony, z nozdrzami jedynie wysuniętemi na powietrze, ale na zdobycz rzucza się jak błyskawica, ostremi zębami chwyta i wciąga do wody, gdzie powoli, na dnie rozszarpuje szponami potężnych łap przednich i połyka. Choć zwinny i nieustraszony w swoim żywiole, potwór ten na suchym gruncie staje się bojaźliwym, niezgrabnym i ociężałym. Tylko strach zmusić go może do żwawych ruchów, a wtedy ucieka szybko.
— Po cóż wyłazi z wody, kiedy mu w niej najlepiej?
— Najprzód lubi się wygrzewać na słońcu, a zresztą ma naturę cygańską. Nudzi mu się w jednej okolicy. Wędruje od wody do wody. Gdzie kilka Belodonów przebywa, tam wkrótce zbraknie im żeru, więc zgłodniałe dążą przez zarośla, szukając nowych wód i mniej ostrożnej zdobyczy. Na lądzie tak dalece nie umieją sobie radzić, że się stają często pastwą innych większych gadów.
— Więc są tu jeszcze potężniejsze gady? — wykrzyknął przerażony Stanisław.
— Mój drogi, jesteśmy w puszczy Tryasowej. Jest to raj gadów. Pozornie spokojna, ukrywa ich legion nieprzeliczony. A cóż za rozmaitość kształtów i obyczajów. Od małych aż do olbrzymów. Są tu jaszczury, o których znane ci jaszczurki najsłabszego nie dają wyobrażenia. Zaledwie chyba nosorożce, bawoły i słonie mogą dać o ich sile i wzroście jakie takie pojęcie. Są Dinosaury i Pterosaury, z któremi żaden gad nie ma pokrewieństwa, a choć ogół nie należał do olbrzymów, to przecież niektóre przewyższają ogromem wszystkie zwierzęce olbrzymy, jakie wy-
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.