wemi korytami. Dawne brózdy, cierpliwie żłobione przez lat tysiące, skryły się pod grubemi naniesionemi osadami piasku i mułu, wiele nawet mórz porzuciło dawne brzegi.
Wolno byłoby zaprawdę zdumiewać się nad zastojem czy skamieniałością przyrody ożywionej, gdyby ściśle te same typy zwierzęce przetrwały na nowem z gruntu tle i wśród odmiennych warunków.
Wszak nawet w drobnym cyklu dwunastu miesięcy innym kobiercem ziemia okrywa się na wiosnę, innym w lecie i w jesieni. Wszak inny zwierzostan tulą lasy, inny bagna i stepy.
Nic dziwnego więc, że posunięta ku starości ziemia, wypiastowała w ciągu setek tysiącoleci nowe typy zwierzęce i zdobyła się na nieznane dawniej kreacye. Lądowa fauna przewyższyła o wiele Tryasową, zarówno pod względem liczby, jak i rozmaitości gatunków.
W odwiecznych, wilgotnych ostępach kryły się tłumy gadów, cierpliwie i w pozornem odrętwieniu oczekujące zmierzchu.
Postrachem tych flegmatycznych stworzeń nie był atoli inny jaki zwierz, ale znowu gad, często mocniejszy i bardziej nienasycony od później mających się zjawić niedźwiedzi i tygrysów... Trzej nasi towarzysze, znużeni bezustanną, kilkodniowa tułaczką w dusznej, jakby cieplarnianej, atmosferze, jednomyślnie postanowili dać za wygraną na czas jakiś męczącej wędrówce i w chłodzie zarośli zebrać skołatane ciągłemi niespodziankami myśli.
Miejscowość ku temu obrali przecudną. Na malowniczem wzgórzu, po nad spokojną rzeką, toczącą kryształowe nurty, nęcił cieniem gąszcz palm szyszkowych.
Czuły na piękno przyrody, paleontolog, zdumiewał się nad wspaniałością tych drzew. Zaćmiły one stanowczo dawniejsze paprocie, dla których minęły już czasy świetności i które zbiedniałe, kryły się pokornie w cieniu nowych znakomitości. Tuż obok nich Skrzydłolist (Pterophyllus), o pysznych szpilkach pierzastych, sąsiadował z wdzięcznym Maczugowcem (Zamites), strojnym w szerokie listowie i szyszkowate u wierzchołka korony owoce. Obok niego, na szczudlatych korzeniach nadziemnych, wspinały się wysmukłe Pochutniki (Pandaneae).
Kalamity, do których przywykło już przez dni parę oko wędrowców, wymarły do szczętu, a los ich podzieliło mnóstwo innych roślin.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.