— Zkądże znowu?
— Z pewnością! Brontosaury żyły przecież w Ameryce.
Lord Puckins, mimo zdziwienia, wprędce odzyskał rezon.
— Tyle już nas spotyka niespodzianek, — odezwał się, — że jedna więcej nie sprawia mi żadnej różnicy! Polubiłem to nawet! Wczoraj w Tryasie, dziś w Jurze, wczoraj w Europie, dziś w Ameryce, jutro całkiem niepewne, to mi zabawa!
Rezygnacya anglika udzieliła się paleontologowi. Przestał trapić się widokiem Amerykańskiej fauny Jurskiej, przestał łamać głowę nad zbadaniem piętrzących się zagadek i sprzeczności.
Z okazyi ociężałych matuzalów, geolog wdał się w szerokie opowiadanie o Brontosaurach i innych jeszcze rodzinach gadów jurajskich. Tematu nie zbrakłoby mu prędko. Nietylko bowiem bagna i lasy, nietylko jeziora, ale nawet oceany roiły się od tych olbrzymów. Słodkowodne Notosaury, Neusticosaury, Dactylosaury i t. p. z czasów Triasu wydały w tej epoce morskich Ichtyosaurów Rybojaszczurów, Teleosaurów i Plesiosaurów.
Właśnie zaczął mówić o potwornym Diplocodusie, co ma walcowate zęby, rzadkie jak kołeczki w grabiach, gdy niewinne i roślinożerne Brontosaury, bawiące dotąd nad wodą, niespokojnie zwróciły głowy w pewnym kierunku, a potem poczęły zabierać się do ucieczki. Zaledwie znikły, ukazał się