na widowni potężny Allosaurus[1] na dwóch łapach. Był on mniejszym od Brontosaurów, a jednak taka dzikość i stosunkowo, jak na gada, zwiność, malowała się w jego postaci, że od pierwszego rzutu oka można było poznać w nim zwierza, gotowego porwać się nawet na większego Dinosaura.
Znali go widać z tej strony mniemani królowie puszczy, skoro bez namysłu drapnęli w gąszcz, o ile im pozwoliła wrodzona powolność.
Miał ich jednak na oku prześladowca, skoro bez wahania, nie śpiesząc się zbytnio, podążył za nimi. W angliku obudził się srogi myśliwy.
— Co za szkoda, że olbrzymy nie dały nam przedstawienia. Byłoby bezwątpienia godne rzymskich cezarów... Chodźmy coprędzej, dogonimy z łatwością potwory!
— Gdzie walczą takie kolosy, tam mogłoby się przypadkiem i nam co dostać; lepiej, że spotkanie dalej nastąpi, — odezwał się geolog i radził pozostać.
Poparł go Stanisław gorącemi narzekaniami na zbyt denerwujące niespodzianki.
— Ani chwili człek spokojnej nie ma, — skarżył się mocno przejęty. — Ciągle drżyj przed niewidzialnym wrogiem!
— Wrogiem? — odezwał się z prawdziwą gadzią flegmą lord Puckins. — Nie przesadzaj‑że swej wartości. Nie jesteś w tym świecie znakomitością.
- ↑ Allosaurus żył w Ameryce. Pokrewny mu Megalosaur w Europie.