— Dla czegoż to, proszę pana?
— Bo tutejsza zwierzyna nie zna jeszcze człowieka, nie unikałaby go tedy i wobec znanej przebiegłości myśliwców pozostałaby bezsilną i niemal bezbronną.
— A przecież mówił pan sam, że tępe gady znikają już szybko, a miejsce ich zastępują doskonalsze i mądrzejsze ssące zwierzęta.
— Tak jest. Świat ziemski w całem znaczeniu tego słowa odmłodził się i udoskonalił, ale mimo to ssakom tutejszym daleko jeszcze do naszych.
Wprawdzie, dzięki powolnym zmianom, dobrze się już przystosowały do nowych warunków i otoczenia wprawdzie dużo zyskały na przekształceniu swej natury gadziej, bo choć skarłowaciały cieleśnie, to przecież z nowemi uzdolnieniami wiodą żywot bez porównania pełniejszy i ruchliwszy, aniżeli ograniczone ich praszczury: ale nie zapominaj, że te pierwsze ssaki nie o wiele więcej miały mózgu od gadów, i wobec przebiegłości podobnie doskonałego jak lord Puckins gentlemana, pozostają po dawnemu bezradne.
Miał zupełną słuszność profesor, sądząc surowo uzdolnienia pierwszych ciepłokrwistych mieszkańców ziemi.
Były to bardzo biedne, w porównaniu do dzisiejszych, zwierzęta, ale sprawiedliwość każe wyznać, że i one kroczyły, lubo żółwim krokiem, ku postępowi. Z każdem tysiącoleciem, z każdym nowym gatunkiem, mózgi powiększały się w ich czaszkach i, co ważniejsza, rosła ich część najlepsza.
Rósł mózg właściwy, dotąd upośledzony i znacznie mniejszy od móżdżku.
U niektórych zwierząt zaczynał on nawet dorównywać objętością móżdżkowi i te właśnie okazywały najwięcej zmyślności; te wzrastały w siły fizyczne i górowały wszelkiemi przymiotami nad przodkami o mniejszych mózgach. Już w początkowych tysiącoleciach Eocenu zwierzęta workowate grały podrzędną rolę. Zaćmiły je Gryzonie Condylarthra, t. j. przodki kopytowych, Nie-