cznością głowy, że podobnych im próżnoby już dziś szukał ktoś na ziemi.
Były to Sivatherium giganteum i Titanotherium (str. 177).
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Profesor Przedpotopowicz zawieszony dotąd w przestworzach, ujrzał nagle, jak wszystkie gwiazdy ruszyły z miejsc swoich i poczęły bezładny taniec. Łagodne te światełka przemieniły się nagle w błyszczące ślepia potwornych straszydeł, które z rykiem uganiały się za sobą i walczyły w śmiertelnych zapasach.
Smok ział z paszczy ogniem na Herkulesa. Ten zaś ciskał nań planety i księżyce. Lew skradał się do Wielkiej Niedźwiedzicy, która stawiała zacięty opór zgrai Ogarów. Potworne Węże oplatały Centaurów, Skorpiony zatapiały w ich ciała zatrute jadem kolce. Niebo oblało się purpurą krwi i drżało od łoskotu uderzających na siebie słońc i planet, które rozbite staczały się jedne po drugich w przepaście.
Profesorowi włosy dębem stanęły, oczy wyszły ze swych orbit, a usta szeptały: koniec świata!
Wtem nagle dostrzegł pędzący ku sobie z szybkością pioruna jakiś glob ciemny.
Na olbrzymiej tarczy tego ciała niebieskiego zarysowały się w świetle pękających, niby rakiety, gwiazd i komet wyraźne linie mórz i lądów. Jedno spojrzenie przerażonych oczu starczyło geologowi do określenia, że to ziemia.
— Jestem zgubiony! — krzyknął przeraźliwie.