W cztery oczy z niedźwiedziem jaskiniowym. — Zmierzch świata czworonogów.
Lord Puckins niemógł się jakoś pogodzić z dziesiątkami tysięcy lat, o jakich prawił geolog.
Jako członek społeczeństwa przedsiębiorczego, przywykły do wynalazków i ulepszeń, sypiących się jak z rogu obfitości, instynktowo bronił się przed myślą, że tak nie zawsze bywało. Niechciał uznać, aby mogły mijać całe tysiącolecia w zastoju.
— Coś mi wasza nauka bróździ kochani profesorowie, — mówił, obracając machinalnie brelok z lampką elektryczną, oddawna już bezczynną. — Musicie się mylić co do dawności waszych warstw archeologicznych. Gdybym miał wierzyć w waszą chronologię, wydałby mi się ród ludzki jakimś tępym klocem, niezdolnym do żadnego postępu. A przecież wszyscyśmy świadkami dzielności naszego rodu. Jakież mamy prawo do odmawiania naszym przodkom, do których zupełnie przecież jesteśmy podobni, tych zdolności, które sami posiadamy?
— Zdolności nieodmawiam, ale te się powoli wyrabiają! — przerwał zniecierpliwiony Przedpotopowicz. — Nawet i dziś nie wszystko przecież możemy, do czegośmy zdolni.
Ciemny chłop zdolny byłby zostać bezwątpienia uczonym i filozofem, gdyby miał możność i wytrwałość uczyć się przez całe życie. Ty, lordzie, zdolnym zapewne byłbyś nawet do zostania wirtuozem czy baletmistrzem, gdybyś się ćwiczył lata całe w muzyce lub tańcu...
— Ale tu chodzi o nieprawdopodobną powolność postępu człowieka...
— Właśnie! Wydaje ci się ona nieprawdopodobną dla tego tylko, że nieoceniasz z ilu drobnych, a bardzo trudnych tryumfów składa się to, co krótko nazywamy «cywilizacyą.»
Patrzysz na magnacką fortunę dzisiejszych pokoleń obojętnem okiem urodzonego bogacza. Uważasz swój spadek po minionych pokoleniach za nabytek łatwy, boś go w istocie darmo