Odchodząc wzdrygnęli się podróżni nasi. Uszu ich doszedł ledwie dosłyszalny, bolesny jęk ludzki. Niewiadomo było zkąd wyszedł, dopiero gdy się powtórzył — poznano, że dochodzi z napowietrznego barłogu. Prócz wzmagającego się jęku — rozległo się kwilenie małego dziecka. Po chwili zachrzęściły suche liście i gwałtownym ruchem wyjrzała z barłogu strasznie wychudła postać kobiety. Uniosła się i chwiejąc broniła się rękami przed niewidzialnym wrogiem. Dziko błyszczące oczy szeroko były rozwarte — ale widziały zapewne mary, nie rzeczywistość. Zasłaniała je gorączka. Mieszkanka barłogu umierała z ran i głodu, a z nią skazane było na śmierć kilkotygodniowe niemowlę. Chwiała się przez moment wydając ostre, chrapliwe okrzyki przerażenia, wreszcie osunęła się na twarde posłanie i znikła z oczu naszym podróżnym. Zapewne zwierz zeszedł ją niespodzianie i poszarpał, a ona zdołała poto ujść z jego szponów, aby potem ginąć w powolnych mękach niemocy i głodu. Litość zdjęła naszych towarzyszów nad tą nieszczęśliwą nędzarką. Już Puckins gotów był szukać wody i wdrapać się na drzewo, gdy zwyciężył rozsądek zimny.
— Nic tu nie pomożemy! — westchnął geolog. — Biedaczka skazaną jest na śmierć.
— I nikt się o nią nie troszczy? — zagadnął sługa.
— W surowych sercach niema jeszcze miejsca na współczucie. Jeśli silny organizm zwycięży — to dobrze, gdy ulegnie, nikt nawet nie zauważy braku jednostki ludzkiej.
— Okropny świat! — mruknął Stanisław.
— Jesteś bardzo wymagającym! Pomimo 150,000 lat postępu umierają przecież ludzie z głodu i opuszczenia wśród murów miast ludnych i bogatych...
Ze ściśniętemi sercami oddalono się od konającej nędzarki.
Posuwano się przez las dziewiczy w ponurem milczeniu. Potem, jedni przed drugimi jęli udawać swobodę dla odwrócenia myśli od przykrego wspomnienia. Anglik przedstawiał naukowe korzyści płynące dla geologa z tej dziwacznej wędrówki. Obiecywał nawet znaleźć w jaskini kopalne szczątki nieznanych geologowi zwierząt, ale ani wierzył w możliwość tego, co mówi, ani go to nie zachwycało. Profesor dał się złapać na przynętę i jął biadać na brak narzędzi i czasu potrzebnych na dokonanie podobnie ważnych poszukiwań.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.