— Wracajmy! — odezwał się zwięźle Puckins.
— Jeszcze nie! trudno mi uwierzyć w pomyłkę. Jestem pewny, że innego wyjścia ztąd niema.
— Ależ pomyłka! Przecież te kolumny pierwszy raz widzimy, — przekonywał anglik.
— Prawda, ale może ich poprzednio nie dostrzegałem. Zanim wrócimy, muszę rozpatrzyć się w tej sali. Statuetki pewno są na lewo.
Na lewo lita ściana zagrodziła im drogę. Udano się w głąb gdzie bielały potężne kontury hełmu.
— Idziemy dobrze! — zawołał geolog z uradowaniem.
— Cóż więc znaczy ta sala kolumn? dla czego ominęliśmy statuetki? — zapytał anglik niemniej od geologa zdziwiony.
— Nie mogę zrozumieć! Ale czy uważasz lordzie, jaki ten hełm duży?
— I mnie się poprzednio znacznie mniejszym wydawał, a przytem jest nieforemnym. Powiedziałbym, że to inny jakiś, podobny do hełmu, stalagmit.
Zaczęto go obchodzić dokoła, a geolog krokami z mierzył go nawet.
— Stanowczo nie ten! — zawołał z podziwem. — Tamten miał 4 metry wysokości na 3½ obwodu, ten kolos mierzy 6 metrów wysokości na 8 obwodu. Nie widziałem także tych bałwanów, dodał, wskazując na dwa parumetrowe słupy, podobne do niezgrabnie obciosanych pogańskich bóstw.
Nagle anglik utkwił wzrok w ciemnościach.
— Spojrzyj na prawo, profesorze, — wyrzekł.
Geolog zwrócił oczy we wskazanym kierunku.
Tam, gdzie spodziewał się ujrzeć parę wysmukłych stalagmitów, ustawionych przez kaprys przyrody, niby lekkie figurki, w różnych odstępach, stała jedna tylko gruba kolumna, złączona ze sklepieniem. Druga, również ciężka, do połowy przełamana, leżała, niby kłoda, przymarzła do posadzki grubą warstwą materyi wapiennej. Teraz spadło bielmo z oczu wędrowców. Zrozumieli nareszcie że nie zbłądzili, ale przyszli tu, jak widma z za grobu. Zrozumieli, że przespali pod ziemią całą epokę. Nigdy jeszcze przerzucenie do innego świata nie przeraziło ich równie mocno, jak obecnie, bo też nigdy z podobną jaskrawością nie uderzył ich zmysłów wpływ czasu na otoczenie. Ocknęli się w zimnym gro-
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.