Można sobie wystawić wrażenie, sprawione podobnem odkryciem. Co teraz czynić? Jak wyjść, aby się nie narazić na całkiem usprawiedliwiony opór mieszkańców groty? W jaskini było w tej chwili jak w grobie. Albo za wyłomem było w istocie pusto, albo czekała tam intruzów zasadzka!
Nie łatwa to ani bezpieczna była sprawa przekonać się o tem; nie pozostawało nic innego, jak wstąpić do tajemniczego wnętrza. O ile zdołano na prędce wysądować, poziom odkrytej groty okazał się o jakieś trzy łokcie niższym od otworu. Wypadło spuszczać się, niby przez okienko do piwnicy, pod grozą zdradzieckiego napadu. W dodatku dawał się mocno we znaki nieopisany zaduch w niższej grocie. Wykształcony zmysł powonienia odróżniał cały bukiet wstrętnych zapachów. Było w nim wszystko: zgnilizna, amoniakalne wyziewy, dym, silna woń siarkowodoru, potu i starego tłuszczu. Jak przystało na specyalistę od grot, geolog poświęcił się pierwszy i wstąpił w nieobiecującą otchłań. Za nim wszedł skrzywiony anglik, wreszcie odważył się i Stanisław.
Gdy już oczy przywykły do grubego mroku, pokazało się, że do jaskini dochodzi jakieś światło, ale tak słabe, że, pomimo jego promieni, dostrzeżono jaskrawo czerwone gwiazdki, błyszczące w zasłonionym dotąd kące pieczary.
W gorącym popiele tlały jeszcze iskry niewygasłego ogniska.
— Źle! Jesteśmy w zamieszkałej grocie — mruknął profesor. — Pewno właściciele obserwują nas i przemyślają, aby nie wypuścić żywcem.
— Co prawda, mają słuszny powód do gniewu. Włamaliśmy się przez ścianę do cudzego mieszkania. Nawet kodeks przewiduje ciężką karę za takie bezprawie.
— Niefortunna wypadła nam droga, to prawda, ale nie czas już na skrupuły. Musimy ztąd wyjść przecie. Idźmy za światłem!
Lord Puckins objął teraz komendę.
— Przedewszystkiem nie rozpalać światła, aby mieszkańcy groty nie mogli nas policzyć ani wziąć na cel. Stanisław niech jeden dotrze do wyjścia i stanie na straży — my zaś powinniśmy się uzbroić. Przecież ludzie, mieszkający po jaskiniach, muszą mieć broń jakąś. Może nie wszystką unieśli z sobą. W ostateczności znajdziemy choćby kamienie.
W głębokim mroku rozpoczęto poszukiwania. Wstrętny zaduch odbierał przytomność, a niepewność i obawa sprawiały, że minuty wydawały się kwadransami.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.