dowierzała swym uszom, ale, gdy parę czujniej śpiących zbudziło się kobiet, skoro pokazało się, że niespodziany odgłos dochodzi naprawdę z góry, ztąd, gdzie nawet w czasie burzy panuje niezamącona cisza, zdjął wszystkie niezmierny przestrach. Przypomniały sobie wieczorne opowieści starców przy ognisku. Mówili oni o nadzwyczajnych zwierzętach, które mieszkają w głębi wód, skał i pod ziemią. Wprawdzie nigdy nie widziano tych ogromnych, mocnych i złośliwych potworów, ale wierzono, że być muszą. Wszak i na niebie nikomu się nie udało dostrzedz istot piorunowładnych, a przecież pociski ich wstrząsały puszczą, druzgotały skały i drzewa, a ryk ich głuszył ryk mamutów i lwów, tak samo, jak blask słońca gasi światło księżyca.
Dobijanie się do jaskini tajemniczych zwierząt podziemnych zbudziło i starca ze snu krzepiącego. Zerwał się na równe nogi, instynktownym ruchem porwał za broń krzemienną i wsłuchał się w miarowe uderzenia. Kobiety, zbite w kupkę, patrzyły mu w oczy i nie śmiały głośno oddychać.
Nagle dziad, który nie bał się niczego, który dużo widział, a wiedział więcej, niż one wszystkie razem, osunął się na ziemie, skurczył jak dziecię i zakrył dłońmi oczy. Wydał jęk chrapliwy i począł drżeć, jak w napadzie febry. Teraz podniósł się okropny lament. Kobiety wydawały okrzyki przestrachu, płakały i darły włosy, opadające w splątanych pasmach na ramiona, dzieci krzyczały, stary ścisnął tylko dłońmi siwą głowę i jęczał głucho.
A łoskot nie ustawał. Stary przypomniał sobie straszną chwilę, gdy razu jednego istoty podziemne chciały wydobyć się na wierzch i ryczały. Drżała wówczas przed niemi ziemia i skały. A1e to była krótka chwila. Ziemia zwyciężyła i potwory nie wyszły. Starzec był wtedy dzieckiem, a od owego czasu nigdy już olbrzymy podziemne nie powtórzyły swych prób bezowocnych.
Nagle teraz szturmują do ich siedziby. I po co? Zapewne, aby pochłonąć mieszkańców. Bo pocóżby innego przychodziły? Pomarszczony, wyschły, półnagi, o zapadłych oczach, ale o krzepkich jeszcze muskułach, dziad podniósł się nagle i krzyknął przeraźliwie. Uciszyło się natychmiast w jaskini. A on, pełen grozy w spojrzeniu i energii, gardłowym, chrapliwym głosem krótkie wydał rozkazy.
— Biada! uciekajcie daleko, a schować się na drzewa!
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.