czy, to jednak w przypadkowych zbliżeniach nawet pierwszy raz spotykających się gromad, gestykulacya i naśladowanie głosów natury główną odgrywały rolę i ułatwiały wyśmienicie porozumiewanie się między najdalszymi nawet sąsiadami. Co więcej, w owych czasach wyrazy i narzecza nieujęte w karby żadne, niby mowa dzieci, krótki miewały żywot. Powstawały zwykle wraz z gromadą, przetwarzały się, wzbogacały lub ubożały, zależnie od uzdolnień i potrzeb jednostek, żyjących w gromadzie, albo opuszczających ją i zakładających nowe ognisko. Nikły one wraz z pokoleniem, które w latach klęsk żywiołowych łatwo wymierało, lub zdziesiątkowane, rozpraszało się po szerokiej puszczy. Mimika tylko, oraz naśladowanie głosów przyrody niepodlegały zmianom i, jako naturalna, wiekowa własność człowieka, one jedne trwały przez niezliczone pokolenia. Wobec znikomych i kapryśnych wyrazów dodatki owe były tem, czem są konary dębu wobec liści i żołędzi, które co rok opadają i co rok odnawiają się na tym samym pniu.
Mężny dziad gromadki objaśnił więc, co widział, i wrócił jeszcze raz patrzeć na dziwnych, a strasznych gości, wreszcie znikł w puszczy głębokiej, w której znał każde drzewo, każdy strumyk, pagórek i kamień.
Nasi nie domyślali się nawet, że byli przedmiotem podziwu ludzkiego i rozmawiali swobodnie przy ciepłem ognisku.
I znowu nawet Stanisław gorszył się powolnością postępu, zastojem cywilizacyi ludzkiej, której obraz i przedsmak dała mu ponura jaskinia. Przypomniał sobie człowieka wczorajszego, który słał gniazda, niby ptak na drzewach, żywił się robakami, ostrygami, padliną i leśnemi jagodami — i dziwno mu było, że człowiek dotąd nie nauczył się lepiej jeść i mieszkać.
Sekundował mu w tem gorąco lord Puckins. I on, choć patrzył, nie mógł się zgodzić na fakt naturalny.
— Sto tysięcy lat! toż to dwadzieścia razy tyle, ile wynoszą całe historyczne dzieje ludzkości... Czyż podobna, aby rozum tylu niezliczonych pokoleń nie zdobył się na polepszenie bytu potomków?...
Profesor przyznawał, że czasu upłynęło w istocie niemało, jeśli będziemy mierzyć na ludzką niecierpliwość, albo na krótkość dziejów historycznych, ale przypomniał, że przecież taki sam przeciąg czasu, póki nie było człowieka, przynosił w życiu ziemi daleko jeszcze mniejsze zmiany a przecież wydawał się naturalnym. Więc o zastoju mowy i tu być nie może.
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.