Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.
XXVIII.
Druga epoka lodowcowa. — Zdetronizowany król czworonogów schodzi do grobu. — Filozofia Magdaleńczyków.
N


Nastał ranek zimny, prawie mroźny. Nagie gałęzie drzew, kamienie omszałe, wyschłe i szronem zwarzone trawy i zioła okrywał pierwszy i przedwczesny śnieg.

Puszcza szaro­‑biała wydawała się zamarłą lub uśpioną. Wschód słońca poprzedzała uroczysta cisza. Tylko lipy i buki żałobnie szeleściły resztkami liści, roniąc je za najlżejszym powiewem. Na wschodzie, przez konary brzóz, sosen i jodeł, rumieniło się słońce, mające się dopiero z mgły rozpowić.
Para sów uszatych (Otus deminuta) skrzypiącym głosem wabiła się do spoczynku w gnieździe zabranem sójce (Garrulus glandarius) wrzaskliwej. Dzienne ptactwo zaczynało się budzić wśród gałęzi i zrywało niespokojnie z kryjówek. W pośrodku doliny, otoczonej wzgórzami porosłemi lasem, pod wiekową wypróchniałą lipą paliło się ognisko, podsycane gałęźmi jałowcu i cisu.
Nagle zaszumiała puszcza. Uśpiona osika zatrzęsła nagiemi gałązkami, zaszemrała brzoza. Z po za igiełek szronowych wystrzelił promień, jak snop złoty.
Odezwała się kukułka. Wyjrzał z gęstwiny łoś (Alces palmatus), podniół głowę, pociągnął chrapami powietrza, poskrobał się rosochami po grzbiecie i zwolna zawrócił w las.
Z drugiej strony boru z oddali przypłynął ryk żubra. Przedpotopowicz otworzył przymknięte na chwilę i znużone od czuwania powieki.
Dorzucił gałęzi i ogrzał skostniałe ręce nad ogniem. Na chwilę ożywiony widokiem wschodzącego słońca, lord Puckins skupił się w sobie. Stanisław strapiony, z posiniałym od zimna nosem, opuścił znużone dłonie i skarżył się w duszy na twardą dolę.
— Ledwom się ognia dokrzesał! — myślał. — Niedość, żem pokrwawił ręce, teraz znowu nie czuję już palców od łamania tych przeklętych gałęzi. Palą się jak słoma. Nie można nastarczyć z dorzucaniem.