myśliwych chcąc niechcąc muszą stosować się do wędrówek głównych żywicieli swoich i wiodą żywot koczujący.
Rzecz dziwna! Pomimo niewygód i niebezpieczeństw, długogłowy ród myśliwców jest miłym, wesołym, uczynnym i dobrodusznym. Niestrudzeni koczownicy nie znają zazdrości ani waśni i pomagają sobie wzajemnie.
Czy to wiecznie pogodne niebo i gwiaździste noce budzą w ich sercach jakieś jasne instynkta, czy jednostajność chłodnej temperatury, przy trudach koczowniczego życia, nie pozwala wybujać burzowym namiętnościom, czy może łatwość i obfitość zwierzyny odstrasza widma głodu, dość, że te gromadki zapamiętałych myśliwych czują się szczęśliwemi. Nie wyobrażają sobie zresztą innego życia nad to, jakie prowadzą. Kochają swą biedną puszczę rodzoną, szanują mamuta, dobrotliwie oszczędzają reny i inne dobre zwierzęta. Pełni sił, wyzywają niebezpieczeństwa, a zwycięztwo nad czworonożnym wrogiem ich upaja. Przyroda jest dla nich żywą, wiecznie otwartą księgą. Z niej czerpią mądrość, którą przetwarzają bezwiednie w swych pierwotnych sercach na dobro i piękno. Dobro to i piękno są dalekiemi od naszego udoskonalonego dobra i piękna, od naszych ideałów, ale na owe odległe czasy wystarczają i są szczytem. Jedynym majątkiem człowieka jest licha broń czyli garstka narzędzi z krzemienia i rogu, ale z temi rzeczami, przy zdrowiu, osiąga on wszystko, o czem zamarzy. Nic tedy dziwnego, że całą ambicyę i przyjemność stanowi wyrabianie i posiadanie tej broni, jak najpiękniejszej. Więc też zręczniejsi i obdarzeni poczuciem artystycznem ozdabiają w wolnych chwilach rogowe lub kościane narzędzia rzeźbionemi lub rytemi wizerunkami zwierząt, których udatność dziś nawet podziw nasz budzi...
— Wszystko to dobrze, ale zmarzniemy, jeśli zostaniemy tu dłużej w naszych lekkich kostiumach — odezwał się anglik.
— Zapewne mogłoby to nastąpić — odrzekł profesor — ale widzę łatwą radę. Będziemy palić ognisko, póki nie doczekamy szczęśliwie jutra. Jutro powinniśmy się znaleźć już w naszym świecie. Wszak to już najwyżej 15,000 lat dzieli nas od dobrodziejstw cywilizacyi.
Gdy tak radzą nasi, o kilkaset kroków rozgrywała się inna scena.
Brodacz o ciemno‑bronzowej cerze, odziany na wzór eskimosa w skórę zwierzęcą, na jakiej zbywało naszym biedakom,
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.