Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

mi drzew i strumieni, nad pączkiem, który w kwiat się rozwija, i nad owocem, który z kwiatu powstaje.
Wszystko ich zajmowało, wszystko w samotnych rozmyślaniach i rubasznych gawędach umieli sobie objaśnić, a wierzyli w swe dziecinne wnioski tak samo niezachwianie, jak my w swoją wiedzę, ugruntowaną na pracy i doświadczeniu naszych mędrców. Zaludniali świat rojem swych marzeń, przyznawali żywiołom własne przymioty, wady i władze. Jasność i ciemności, drzewa i zwierzęta, rzeki i morze, chmury, wichry i pioruny, wszystko to żyło i działało na sposób ludzi i zwierząt i miało swój rozum, wolę, wady i przymioty.


XXX.
Sześć tysięcy lat temu. — Epoka kamienia gładzonego. — Życie za życie.

Z


Zapatrzony w ciemną taflę wód, pogrążony w przyjemnem jakiemś odrętwieniu, kołysał się geolog w łódce, na falach jeziora. Wzrok jego bezwiednie gubił się w dali, gdzie powierzchnia zlewała się z odległym, zaledwie dostrzegalnym brzegiem.

Na kraju widnokręgu majaczyły niebieskie zarysy gór, nad niemi zaś wisiały szaro­‑białe, fantastyczne kłęby chmur. Głębia panoramy przypominała geologowi znane widoki Szwajcaryi.
Łódka, która unosiła Przedpotopowicza, była właściwie korytem wyżłobienem pracowicie, z grubej kłody drzewa. W tyle dwóch ludzi wiosłowało długiemi żerdziami i niezgrabny stateczek nietylko utrzymywał się w równowadze, ale dość szybko sunął wzdłuż wybrzeża.
Za cały ubiór wioślarze mieli przerzucone przez lewe ramię skóry kozie, przewiązane w pasie surowcem rzemiennym. Po za tem nic więcej. Twarze, ręce i piersi wysmarowane były tłuszczem, zmieszanym z farbą czarną, żółtą i czerwoną, i błyszczały niby bronz w promieniach słońca.
Przedpotopowicz objął jednym rzutem oka te szczegóły; nie zdawał sobie jeszcze sprawy, jakim cudem znalazł się w czółnie;