Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

wzrok jego błądził po granatowych, lekko marszczących się falach, aż zatrzymał się na wybrzeżu.
Tam zieleniały łąki, okolone ciemnym lasem, z przodu zaś, z pośród kępy bujniejszej zieleni, wyłaniało się kilka chat drewnianych na palach. Były tak blizko, że geolog odróżnił wątłe mosty, łączące owe chaty z brzegiem.
Widok owych chat, do których koryto zwolna płynęło, tak był charakterystyczny, że profesor w jednej chwili oprzytomniał i zrozumiał, że patrzy na wioskę nadwodną, z epoki kamienia gładzonego.
Nagle wzrok jego, przy niespodzianym zawrocie czółna, padł na pstre twarze milczących wioślarzy.
Wpatrywał się i wydał lekki okrzyk ździwienia. Jednym wioślarzem był lord Puckins, drugim Stanisław.
— Co znaczy ta maskarada? coście z siebie porobili? zawołał.
Po ceglastej twarzy niby­‑anglika, pomalowanej na policzkach i czole w białe koła i linie faliste, przewinął się lekki uśmiech.
— Oto wdzięczność ludzka! zamiast dziękować, bierzesz nas na indagacyę, — odezwał się z flegmą.
— Co my tu robimy na wodzie — pytał geolog.
— Płyniemy do wioski. Trudno przecież, abyśmy występować mieli w swoich kostjumach.
— Szalony pomysł! — wyglądacie jak dzicy!
— Niegorzej od ciebie, zacny profesorze.
Przedpotopowicz spojrzał po sobie i struchlał. Pomalowany był i odziany w strój podobny do ubioru towarzyszów.
— A to coś nowego!
— Ucharakteryzowaliśmy cię, profesorze, do kompletu. Przybywając do obcego kraju, trzeba stosować się do panujących zwyczajów i mody.
— Twój koncept, lordzie, wcale mi się niepodoba.
— Sądziłem, że lepiej ocenisz nasze trudy. Wszak ta maskarada dla ciebie, abyś mógł wystudjować swoich mieszkańców palafitowych. Okazya wyjątkowa. Udało się nam zdobyć puste czółno — a w niem zdatne na naszą figurę kosjumy. Powiedzieliśmy sobie ze Stanisławem, że Opatrzność czuwa nad nami i zesłała środek do dopięcia twych celów. Przebraliśmy się tedy i płyniemy do wioski. Ponieważ twardo spałeś, przenieśliśmy cię do czółna. Oto wszystko. A teraz baczność. Ukryjemy się w pobliżu