— Co się stało? zagadnął profesor.
— Pozabijam, a niedopuszczę do tego!
— O cóż ci chodzi?
— Objaśnię cię po drodze, a teraz do wioseł! krzyknął Puckins.
— Hola! nie rozumiem co chcesz czynić?
— Niema czasu do stracenia! tu chodzi o życie ludzkie...
— Powoli! jeśli odbijemy — zobaczą nas zaraz...
— A więc słuchaj! zawołał anglik i wyciągnął rękę w kierunku wioski.
Od wsi dolatywał przytłumiony gwar, a nad nim od czasu do czasu panował podniesiony, silny krzyk męzki, niby komenda, na dźwięk której milkły na parę sekund zmieszane głosy, słychać zaś było stuk siekier i młotów, uderzających w drzewo.
— Słyszę, lecz nic nie widzę — szepnął po chwili profesor.
— Ja widziałem, to dosyć! W tej chwili niewinne życie ludzkie wisi na włosku. Niemożemy dopuścić do nędznego morderstwa. Musimy ją uratować.
— Ach! więc to o jakąś piękność chodzi?
— O niewinność!...
— Uciśnioną? I cóż my poradzić możemy? Jak tylko się ztąd wychylimy, sami będziemy zgubieni...
— Więc wyjdź z łódki, zostań, a ty Stanisławie odbijaj. Budują chatę nową i kończą ceremonią wbijania pali.
Teraz i geolog zrozumiał wszystko.
W dawnych czasach pal taki stawał zawsze na ciele ludzkiej ofiary. Musiał być koniecznie krwią ludzką zbryzgany. Bez takiej ofiary duchy ziemne, szkodziłyby mieszkańcom. Przebłagane dopiero stają się opiekunami domu w każdej przygodzie. Wiara ta była panująca w przedhistorycznych czasach. Przetrwała ona zresztą tysiącolecia, a u licznych ludów dochowała się do ostatnich czasów w pierwotnej srogiej formie. U większości złagodzono ją pod wpływem uczuć ludzkości. Jeszcze w roku 1843‑im, gdy wznoszono most w Halli, lud niemiecki utrzymywał, że trzeba wmurować dziecko w podwaliny, aby most był trwały.
Dla uczynienia zamku Liebenstein w Turyngii niezdobytym, kupiono dziecko od matki i zamurowano je żywcem. Raz runął mur wznoszony w Kopenhadze. Poradzono, aby poświęcić dziecko. Posadzono dziewczynkę, otoczoną jadłem i zabawkami, a gdy się bawiła, dwunastu mularzy wzniosło nad nią sklepienie. Potem,
Strona:Erazm Majewski - Profesor Przedpotopowicz.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.